Na stronie internetowej Sejmu stworzyła dział „wniesione projekty". Dzięki niemu internauci mogą się dowiedzieć, jakie propozycje, często miesiącami oczekujące na numer druku sejmowego, składa konkurencja PO. W 2011 roku ogłosiła likwidację słynnej sejmowej zamrażarki. Otwartość Ewy Kopacz kończy się jednak tam, gdzie zaczyna się groźba utraty władzy.
Idzie o wspomnianą zamrażarkę. Złożoną przez Kopacz obietnicę jej likwidacji próbuje spełnić PiS. Jednak marszałek projekt mrozi. Głosowanie nad zmianą regulaminu Sejmu miało się odbyć już w październiku, ale marszałek przeciągnęła terminy, by przesunąć je na luty.
Czego się obawia Ewa Kopacz? Tak naprawdę problemem nie jest likwidacja zamrażarki, czyli zobowiązanie marszałek do szybszego nadawania numerów druków sejmowych. Nie wydaje się także, że obawia się ona zakazu odrzucania projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu, bo i tak na dalszym etapie w większości przepadną one w Sejmie. Największym zagrożeniem jest dla niej wprowadzenie możliwości kształtowania porządku obrad Sejmu przez opozycję.
Politycy PO twierdzą, że ten postulat spowolniłby prace parlamentu. Trudno odmówić im choć części racji. Ostatnia głębsza zmiana regulaminu Sejmu w 1997 roku dotyczyła właśnie zwiększenia kompetencji marszałka, co miało przeciwdziałać chaosowi w parlamencie. W tym samym celu wprowadzono w 1993 roku próg wyborczy.
Rzecz jednak w tym, że projekt PiS jest z góry skazany na porażkę. Partii tej udało się co prawda wokół niego zbudować egzotyczną koalicję z SLD i Twoim Ruchem, jednak poparcie PSL podczas posiedzenia jednej z komisji sejmowych trzeba uznać chyba za wypadek przy pracy.