Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło właśnie rezolucję popierającą integralność terytorialną Ukrainy i potępiającą aneksję Krymu przez Rosję jako nielegalną. Dla Rosji to prawdziwa dyplomatyczna katastrofa.
Rezolucja nie ma znaczenia praktycznego. Nie będzie na jej podstawie żadnych sankcji, bo Rosja jako członek Rady Bezpieczeństwa zablokuje jakikolwiek pomysł na nie. Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego przyjęta przy niezwykle niskiej liczbie głosów przeciwnym jest jednak bardzo jasnym oskarżeniem światowej opinii publicznej wobec Władimira Putina.
Przeciwko przyjęciu rezolucji - a więc za prawem Rosji do zajęcia kawałka terytorium innego kraju, bo tak uważa Putin - zagłosowało zaledwie 11 krajów ONZ, w tym oczywiście sama Rosja. Obok Moskwy tworzą one klub składający się z totalitarnych przywódców, krwawych dyktatorów lub skrajnie lewicowych przywódców, którzy zawsze i w każdej sprawie zagłosują przeciwko USA lub Europie Zachodniej.
W klubie znalazły się, obok Rosji, całkowicie podporządkowane Rosji Armenia i Białoruś (pozostałe kraje b. ZSRR zagłosowały albo za rezolucją, albo w najlepszym razie wstrzymały się od głosu, co w przypadku tej rezolucji oznaczało faktycznie jej poparcie) oraz Boliwia, Kuba, Korea Północna, Nikaragua, Sudan, Syria, Wenezuela i Zimbabwe.
Władimir Putin i jego Nowa Rosja znalazły się więc w jednym pokoju z oszalałym Kim Dzong Unem, poszukiwanym międzynarodowym listem gończym za zbrodnie wojenne prezydentem Omarem al-Baszirem oraz mordującym tysiącami własnych obywateli Baszirem Asadem.