W Unii, jak zwykle po eurowyborach, ruszyła personalna karuzela. W najbliższych tygodniach wybrani zostaną szef Komisji Europejskiej i komisarze odpowiedzialni za poszczególne dziedziny, a także przewodniczący Rady Europejskiej, który kieruje pracami liderów państw unijnych – premierów oraz prezydentów. Apetyty Polski są duże. W poprzednich kadencjach Polacy obejmowali ważne stanowiska komisarza ds. polityki regionalnej (Danuta Hübner) oraz komisarza ds. budżetu (Janusz Lewandowski). Oboje chcieliby wrócić na fotel komisarza, ale ich szanse są znikome. Polski rząd – najzupełniej słusznie – stara się o jedną z trzech kluczowych z naszego punktu widzenia tek. Albo politykę zagraniczną dla Radosława Sikorskiego, albo energetykę dla Jana Krzysztofa Bieleckiego, albo też politykę regionalną, tyle że nie dla Hübner, tylko dla obecnej wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej.

Każdy z tych obszarów ?– i tych kandydatów – dałby premierowi szansę nieformalnego wpływu na politykę całej UE. Sikorski jako przedstawiciel UE ds. polityki zewnętrznej mógłby wpływać na działania Unii wobec Rosji i Ukrainy z większym zrozumieniem dla interesu Polski niż obecna szefowa unijnej dyplomacji, Brytyjka Catherine Ashton. Przyjaciel premiera Jan Krzysztof Bielecki mógłby próbować przekonać Komisję Europejską do unii energetycznej, którą dziś blokuje Niemiec Günther Oettinger. A Elżbieta Bieńkowska mogłaby pilotować polskie projekty wydawania środków unijnych w taki sposób, aby jak najmniej pieniędzy zostało zmarnowanych.

Każde z tych rozdań ma więcej zalet niż wad. Może poza jednym: wciąż możliwy jest wariant, że to Tuskowi przypadnie prestiżowe stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Jest więc mało prawdopodobne, aby w takiej sytuacji Polska otrzymała dodatkowo jakąkolwiek szczególnie istotną tekę w Komisji Europejskiej. Po poprzednich eurowyborach premier, tak jak obiecał, załatwił dla Jerzego Buzka posadę szefa Parlamentu Europejskiego oraz dla Janusza Lewandowskiego tekę komisarza ds. budżetu. Dziś, tak jak obiecał, powinien zostać w kraju, by prestiż przewodniczącego Rady Europejskiej nie zastąpił naszych realnych interesów w Komisji Europejskiej. A jeśli chce obietnicę złamać – to tylko dla stanowiska szefa Komisji Europejskiej, czyli szefa wszystkich komisarzy.