Czasy się jednak zmieniły i redaktor naczelny „Nie" wyznacza standardy myślenia o roli Kościoła w życiu publicznym osobom, które niegdyś mogły uchodzić za moralne autorytety. Wydaje się, że tak właśnie jest ?w przypadku prof. Wiktora Osiatyńskiego.
Ten wybitny prawnik konstytucjonalista od ćwierć wieku niestrudzenie toczy boje na polu uświadamiania Polaków w zakresie praw człowieka. Oczywiście, prof. Osiatyński nigdy nie był gołębiem pokoju. W wojnach kulturowych nie siadał okrakiem na barykadzie. Przeciwnie, artykułował jednoznaczne lewicowo-liberalne poglądy, krytykując chociażby w roku 2005 Lecha Kaczyńskiego, kiedy ów polityk, będąc prezydentem Warszawy, nie zgodził się na przejście w stolicy Parady Równości.
Dziś na łamach najnowszego „Newsweeka" prof. Osiatyński oświadczył, że Polska powinna wypowiedzieć konkordat, ponieważ uprzywilejowuje on Kościół. „To uprzywilejowana pozycja sprawiła, że religia – w swoich założeniach oparta na miłości bliźniego – ustąpiła miejsca instytucji ferującej wyroki, ziejącej jadem, nienawiścią i zemstą" – orzekł znany prawnik. ?I dodał, że nad Wisłą mamy do czynienia z próbą budowy państwa wyznaniowego, czego przykładem może być klauzula sumienia lekarzy, a czemu trzeba stanowczo zapobiec.
Jak widać, prof. Osiatyński nie gra ?na tak zwany Kościół otwarty, czyli „swoich" biskupów, których można byłoby wykorzystać w wojnie z katotalibanem. Negatywną postacią tej opowieści okazuje się po prostu Watykan. Stolica Apostolska za pośrednictwem swoich przedstawicieli, czyli wiernych Kościoła (nie tylko duchowieństwa), próbuje rządzić Polską. A w takiej sytuacji ?o żadnych zgniłych kompromisach ?z „czarnymi" nie może być mowy.
Taka perspektywa sprawia, że w Kościele można dostrzec wyłącznie patologie. Prof. Osiatyński koncentruje się więc na przypadkach pedofilii wśród duchowieństwa ?i narzeka na to, że kler nie chce współpracować z policją w sprawie wyjaśniania tych zbrodni. ?Dziwne, że jeszcze nie określa Kościoła mianem organizacji przestępczej.