Nie wiem, czy powinienem podziwiać ludzi za masochistyczne samozaparcie i wysłuchanie kolejnego exposé premiera Donalda Tuska. Ja w 2007 roku musiałem go wysłuchać. Co prawda mogłem nie dać się zaprosić do Programu I Polskiego Radia, by na bieżąco je komentować, ale skoro się dałem, to już musiałem trzy godziny słuchać. Więc tym razem nie słuchałem. Ale skomentuję dostępne w internecie fragmenty.
Premier postanowił zacząć chwalić się sukcesami. Uznał bowiem, że porażka jego kandydata w wyborach prezydenckich była wynikiem jego skromności. Jego – to znaczy, ma się rozumieć, premiera. Bo kandydat pływający z rekinami to skromnością nie grzeszył. Nie żebym wypominał. Skromność nie jest bowiem silną stroną również mojego charakteru.