Wybory samorządowe, które jeszcze kilka tygodni temu wyglądać miały jak zwykły pierwszy pojedynek Ewy Kopacz z Jarosławem Kaczyńskim, stały się źródłem poważnego kryzysu.
Kłopot w tym, że logika politycznego działania sprawia, iż ten kryzys będzie się wyłącznie pogłębiał. Ponieważ główni gracze na scenie politycznej mają w tym swój interes. Na moment zawieśmy pytanie o uczciwość i rzetelność tych wyborów, tylko na chłodno przeanalizujmy, kto co może w tej sytuacji ugrać. Jest oczywiste, że swój interes mają liderzy PiS i SLD, którzy wezwali do powtórzenia wyborów. Jarosław Kaczyński nie spodziewał się, że te wybory dadzą mu władzę, tym bardziej, że sondaże pokazywały, iż przegra z PO. Wygrał o włos, władzy mieć i tak nie będzie. Zaś ciężkie grzechy PKW sprawiają, że PiS dostał politycznego tlenu.
Od wyboru Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej to PO miała polityczną inicjatywę. PiS wyglądał na zagubionego w nowej sytuacji. Nie bardzo też wiedział, jak zaraegować na politykę miłości, którą na początku zaczęła uprawiać Ewa Kopacz. Paradoksalnie więc taki przebieg wyborów jest Kaczyńskiemu na rękę, bo dzięki wzmożeniu moralnemu części społeczeństwa i komentatorów, przy bardzo wysokim poziomie emocji znów nadawać będzie mógł ton debacie publicznej. Kłopot jednak w tym, że efektem tego będzie powstanie silnego podziału społecznego – na tych, którzy wierzą oraz tych, którzy odrzucają wynik wyborów.
Sondaż dla „Rz" pokazuje, że ten podział w zasadzie nakłada się na podział smoleński – wiarę lub niewiarę w zamach. Niestety, w przypadku wyborów do czynienia mamy również z takim wyborem. Albo ufamy władzy i przyjmujemy wynik głosowania. Albo też nie mamy tej wiary i odrzucamy ustalenia PKW. Racjonalne argumenty – szczególnie przy takim poziomie anomalii (astronomiczny wynik PSL czy rekordowa liczba nieważnych głosów) – są tutaj zupełnie wtórne. Wierzysz w jedno, albo drugie, tertium non datur.
Dlatego też zarówno Ewa Kopacz, jak i Bronisław Komorowski w swych wypowiedziach również zachowują się bardzo politycznie. Im również trafiła się świetna okazja – oto znów jest szansa na silną polaryzację: straszny, antydemokratyczny, podpalający Polskę PiS i my, siły postępu, oświecenia, Europa i w ogóle. Dlatego też odrzucają wszelkie zarzuty, nie odnoszą się do niepokojących faktów, tylko grzmią na opozycję, że niszczy demokrację, kwestionując wynik wyborów. Wszystkich zaś, którzy syawiają niewygodne pytania, nazywają szaleńcami. Tak jak w przypadku PiS – jest to działanie racjonalne.