Temat ropy i skutków jej spadających cen jest dziś zresztą dominujący. Komentarz "Rzeczpospolitej" wprowadza w temat, a zarazem wyjaśnia, krótko i rzeczowo, na czym polega sedno sprawy: "Być może przy obecnych cenach nośników energii strata, jaką Rosja poniesie wskutek zawieszenia projektu South Stream (rurociąg południowy) nie jest aż tak wielka, a umowy z Chinami i Turcją z czasem pozwolą nawet na jej zniwelowanie. Doznanego przez Moskwę prestiżowego ciosu nie można jednak ukryć. Agresywna polityka Kremla zmusiła w końcu Unię Europejska do stanowczości, nawet jeśli wielu zachodnim politykom było to nie w smak" (Jarosław Giziński).
Skutki tej stanowczości będą dramatyczne: "Po spadku cen ropy Rosja trzęsie się w posadach. W przyszłym roku jej rząd spodziewa się recesji i wzrostu bezrobocia, zostaną zamrożone płace urzędników" (Andrzej Kublik, "Gazeta Wyborcza"). A przecież wiadomo od czasów Gogola, że Rosja "stoi czynownikami". Byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie to, że jest straszne.
Natomiast niesmaczne wydaje się wielu ludziom to (wiem, co mówię), że niektóre media zdają się oglądać intronizację prezydenta Europy czyli Donalda Tuska przez okulary z finansowym filtrem, jakie najczęściej nosi się u cioci Waci i wuja Władka na imieninach:
"Unijne instytucje nie mają obiektów sportowych, więc jeśli Tusk będzie chciał grać w piłkę, musi wynająć boisko na mieście. Dwie godziny w tygodniu to koszt 2000 euro rocznie" - tak brzmi w "Gazecie Wyborczej" wstęp rozkładówki poświęconej objęciu przez Polaka jednej z najważniejszych funkcji w Unii Europejskiej.. Tak brzmi pierwszy akapit tekstu: "Kto jest najważniejszy w unijnej Brukseli? Przewodniczący Rady Europejskiej, czyli Donald Tusk? Czy może szef Komisji Europejskiej, czyli Jean-Claude Juncker z Luksemburga? Odpowiedzi próżno szukać na liście płac, bo Juncker i Tusk zarabiają po tyle samo". A tak zaczyna się drugi akapit: "Równe zarobki to nie przypadek, lecz wynik kompromisu... " (Tomasz Bielecki). Trudno oprzeć się wrażeniu, że trąci to maglem.
Natomiast zupełnie nie wiem, czym trąci to, co się wydarzyło na Ukrainie: "W zatwierdzonym przez parlament składzie gabinetu premiera Arsenija Jaceniuka troje ministrów pochodzi z zagranicy, w tym dwoje szefuje kluczowym resortom ekonomicznym. Amerykańska obywatelka (ukraińskiego pochodzenia) Natalia Jaraśko została mianowana ministrem finansów, a litewski finansista Aivaras Abromaviczius - ministrem gospodarki. Kolejny, Gruzin Aleksander Kwitaszkwili, został ministrem zdrowia" (Andrzej Łomanowski, "Ministrowie z importu"). Chociaż, jak się dobrze zastanowić, trochę to trąci dwojga paszportów Jackiem Rostowskim.