U nas od czasu nastania III RP mamy do czynienia z zinstytucjonalizowaną bezkarnością. Zrezygnowaliśmy z odsunięcia od funkcji publicznych funkcjonariuszy PRL, rozliczenia bandytów tamtego okresu, wprowadzając ich wręcz na salony, pożegnaliśmy honorowo przywódcę WRON.
Ucieczka od odpowiedzialności przyjęła wręcz groteskową formę podczas rządów PO. Katastrofa smoleńska, infoafera, wtargnięcie do redakcji Wprost nie doczekały się winnego, nawet w sferze symbolicznej. Ostatnią emanacją tego relatywizmu jest podejście tzw. elit do Sławomira Nowaka. Człowieka, który powinien odejść z życia publicznego w infamii, a jest żegnany jak ofiara i bohater.
Dla przypomnienia wyjątek z nagrań opublikowanych przez Wprost. - Chcą ją trzepać. Cały 2012 rok. Chcą najpierw wziąć rachunek bankowy. Mam nadzieję, że to dotyczy tylko jej działalności, a nie będą chcieli crossować tego z moimi rachunkami – żali się były minister transportu o kontroli skarbowej w firmie żony byłemu wiceministrowi finansów Andrzejowi Parafianowiczowi. Co na to ten ostatni? Zablokowałem to – mówi. I dodaje: Słuchaj (...) próbuję się dowiedzieć od Gośki, skąd to się wzięło. Jeśli wie. Bo wtedy będzie można pomyśleć, czy to w ogóle jest pole do rozmawiania (...)".
Czy nie przypomina to rozmowy ludzi absolutnie zepsutych władzą? Czy nie myślą o sobie stoimy ponad prawem, można nam wszystko? Czy nie okradają obywateli, którzy są ich pracodawcami? Jakie świadectwo dają polskiej polityce? Jak w tym kontekście ma się odnaleźć zwykły obywatel płacący podatki lub przedsiębiorca, który jest często niszczony przez fiskusa za dużo mniejsze przewinienia, bo nie ma politycznego „krycia"?
Mimo tego Sławomir Nowak żegnany jest na swoich urodzinach niczym bohater, zjawiają się tam nawet dziennikarze, płomiennie wzywający do moralnych uniesień. (Czytaj więcej: "Stypa u Nowaka". Pożegnanie polityka w warszawskim hotelu >>)