Na dodatek kilka politycznych zaklęć, które rzekomo mają nieść z sobą receptę na uzdrowienie struktur państwa i polityki.

Nie, Polski nie da się odmienić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dzięki wprowadzeniu jednoosobowych okręgów wyborczych, obowiązkowych referendów z poparciem miliona obywateli czy powszechnego dostępu do broni. Naprawa państwa wymaga nie tylko palety błyskotliwych pomysłów, ale przede wszystkim zakorzenionej w polskim parlamentaryzmie rozumnej, politycznej siły. To nie prezydent może zmienić Polskę, tylko nasz wspólny, obywatelski wysiłek.

Prezydent bez wątpienia powinien wziąć w nim udział, może nawet stanąć na czele. Mamy prawo się tego domagać, mieć wobec niego takie oczekiwania. Zawsze jednak z pełną świadomością jego konstytucyjnych uprawnień. Dziś, skrępowany obowiązującymi przepisami może w najlepszym wypadku, stosować w rozsądnym wymiarze weto i podejmować inicjatywy ustawodawcze.

Widzieliśmy w tej kampanii wielu kandydatów, może nawet zbyt wielu. Żaden nie porwał jakąś szczególną wizją. Większość z nich nie walczyła o realną prezydenturę, ale o prawo istnienia w polityce. Nie można go negować. Polska demokracja potrzebuje nowych ludzi i nowych idei. Niemniej to nie kampania przed wyborami prezydenckimi, a przed parlamentarnymi wydaje się lepszą areną dla politycznego marketingu partii i stronnictw. Zbyt wiele zbyt natrętnej demagogii zaciera perspektywę tych wyborów, które mają jeden cel: wyłonić głowę państwa.

Przy okazji kampanii redakcja „Rzeczpospolitej" zaproponowała poważną debatę o zmianach w polskim systemie konstytucyjnym. Naszą intencją było skierowanie uwagi kandydatów na realia ustrojowe i poznanie szczegółowych poglądów w kwestii niezbędnych – ich zdaniem – zmian. Nasza akcja spotkała się z dużym zainteresowaniem opinii publicznej. Na łamach gazety zaprezentowaliśmy wiele ważnych głosów. Dziś drukujemy wyniki ankiety konstytucyjnej, którą wysłaliśmy do ubiegających się o urząd prezydenta. Dzięki ankiecie czytelnik może poznać wagę argumentów i podjąć decyzję wyborczą.

W redakcji „Rzeczpospolitej" nie podpowiadamy, jak wybierać. Zdajemy się na to, w co nigdy nie wątpiliśmy – na rozsądek czytelnika. Wierzymy, że ludzie „Rzeczpospolitej" to ci, którzy chcą mieć wpływ na losy państwa i właśnie dlatego zagłosują. To od naszej decyzji wyborczej zależy model polskiej kohabitacji. To od naszej decyzji zależy, kto stanie na czele państwa. Kto i jak nas będzie reprezentował. Wybierajmy zgodnie z sumieniem.