Niestety, Komorowski podsumowuje w ten sposób swoją politykę historyczną. Zazwyczaj zachowawczą albo żadną w sprawach wymagających zdecydowania (takich jak „polskie obozy" czy ludobójstwo na Wołyniu), a w sprawach niekontrowersyjnych dla naszych sojuszników nagłaśnianą i barwną (od Westerplatte po Monte Cassino).
Wykład, który miał w środę wieczorem wygłosić w Berlinie, nosi tytuł „Opór i opozycja w Europie XX wieku. Dziedzictwo, odpowiedzialność i wyzwanie".
Pisząc ten tekst, nie wiedziałem, co o niemieckim ruchu oporu przeciwko Hitlerowi powiedział polski prezydent, być może była to też krytyka. Jednak wykład, mimo jego wygłoszenia 8 lipca, wpisuje się w obchody rocznicowe nieudanego zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 r., a one są już raczej bezkrytyczne. Stojący na czele spiskowców Claus von Stauffenberg występuje w roli bohatera, symbolu tego, że nie wszyscy Niemcy do końca wspierali Führera.
Wpisuje się całkiem oficjalnie; organizatorzy – Fundacja Konrada Adenauera powiązana z rządzącą partią CDU – przedstawiali wykład Komorowskiego jako wystąpienie z okazji rocznicy „najważniejszego zamachu stanu w czasach nazizmu".
Uczestnictwo Komorowskiego w upamiętnieniu von Stauffenberga jest niezręczne dlatego, że co prawda chciał on obalić Hitlera (by zakończyć wojnę i zmniejszyć liczbę niemieckich ofiar), ale ideologicznie odległy mu raczej nie był. Część historyków uważa go za typowego – jak na ówczesną armię niemiecką – antysemitę i przypomina, że był przeciwnikiem demokracji parlamentarnej.