Przypominanie dziś słynnej przestrogi Sama Altmana, co robią oczywiście media na całym świecie, może sugerować, że jakieś diaboliczne siły zwolniły go właśnie dlatego, że miał obiekcje moralne przed niepohamowanym rozwojem sztucznej inteligencji i stawiał etykę ponad zyski. Ale wiele wskazuje na to, że może być zupełnie na odwrót.
Dlaczego zwolniono Sama Altmana
Tuż po zwolnieniu w piątek Altmana oburzyli się inwestorzy, z którymi miano tego nie skonsultować. Pojawia się coraz więcej głosów, że najwyższe władze firmy czuły się zwodzone wzniosłymi moralnie deklaracjami dyrektora generalnego o zagrożeniach płynących z rozwoju AI, bo tak naprawdę Altmanowi zależało głównie na szybkim rozwoju produktów (ChatGPT) i wysokich zyskach.
Czytaj więcej
Po tym, jak zarząd OpenAI, właściciel najbardziej znanej sztucznej inteligencji, wyrzucił dyrektora generalnego Sama Altmana, o odejściu zdecydowali polscy pracownicy. To jednak nie koniec walki o władzę w firmie. Inwestorzy szykują kontratak.
Firmą zarządza organizacja non profit, która stawia sobie za cel opracowanie „bezpiecznej i korzystnej dla ludzkości” sztucznej inteligencji. Inwestorzy, którzy władowali w jej komercyjną spółkę córkę miliardy dolarów, według „Financial Timesa” mają właśnie szukać sposobu na zmianę władz organizacji non profit, co umożliwiłoby przywrócenie Altmana na stanowisko.
Rozwój dobry dla inwestorów, gorszy dla ludzkości?
Tak się dziwnie złożyło, że w dzień, gdy został zwolniony, podczas panelu technologicznego na szczycie Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC) Sam Altman zdradził publicznie, że w przyszłym roku możliwości ChatGPT poczynią „taki skok naprzód, jakiego nikt się nie spodziewa”. No cóż, zwolnienie go po tak optymistycznych słowach, przynajmniej dla ucha inwestorów, wygląda rzeczywiście dziwnie. Bo może ten „skok naprzód, jakiego nikt się nie spodziewa”, wcale nie musi oznaczać nic dobrego dla ludzkości?