To będzie kolejny, bardzo trudny rok szkolny” – mówią nauczyciele pytani o nastroje przed pierwszym dzwonkiem. Dlaczego? – Bo niskie pensje, przeładowane klasy i podstawy programowe, kryzys zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży – odpowiadają. Mówią także o nierównym dostępie do edukacji, który z roku na rok jest coraz bardziej widoczny.
Trudno oczekiwać, że wszystkie dzieci będą miały taki sam start, bo wychowują się w różnych rodzinach, o różnym statusie społecznym i materialnym. Ale szkoła powinna te nierówności niwelować.
W wielu placówkach brakuje nauczycieli
Są oczywiście szkoły, w których dyrekcja i grono pedagogiczne dwoją się i troją, by uczyć nowocześnie i w jak największym stopniu otwierać umysły dzieci na świat. Ale nie w każdej placówce tak jest. Dlatego też albo dziecko ma szczęście i trafi do dobrej szkoły (poza dużymi miastami wybór jest jednak mocno ograniczony), albo o jego edukację zadbają z własnych pieniędzy rodzice.
Czytaj więcej
Nauczyciel wchodzący do zawodu powinien otrzymywać pensję w wysokości co najmniej 3 tys. zł, a optymalnie 4 tys. zł - mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Bartłomiej Rosiak, nauczyciel języka polskiego w SP nr 182 im. Tadeusza Zawadzkiego „Zośki” w Łodzi, najmłodszy nauczyciel w Polsce.
W praktyce oznacza to, że aby dziecko dostało się do dobrej szkoły średniej czy na przyzwoite studia, trzeba opłacić mu korepetycje, które w klasach kończących się egzaminami potrafią wynieść ponad tysiąc złotych miesięcznie. Czasami posyła się dzieci do innych, lepszych szkół niepublicznych – ale tu znów trzeba zapłacić i nie wszędzie jest do nich dostęp.