Unia Europejska jest obszarem coraz ściślej zintegrowanym i dla skutecznego funkcjonowania potrzebuje sprawnego podejmowania decyzji. Prawo weta było stopniowo znoszone w większości europejskich polityk i dziś wymóg jednomyślności dotyczy już tylko dwóch tematów: polityki zagranicznej i podatków. W obu dziedzinach weta powodują różne problemy. Spójrzmy choćby na kwestie podatkowe i to, jak wielkie koncerny wykorzystują preferencyjne schematy podatkowe w Irlandii czy Luksemburgu po to, żeby nie płacić podatków w krajach, gdzie faktycznie zarabiają pieniądze, w tym również w Polsce. Z kolei w polityce zagranicznej, szczególnie teraz, w kontekście agresji Rosji na Ukrainę, widać, jak Węgry szantażują całą Wspólnotę, żeby opóźniać pomoc dla Ukrainy czy łagodzić sankcje wobec Rosji.
Z drugiej jednak strony weto pozwala państwom członkowskim na utrzymanie suwerennych systemów podatkowych, którą dają przewagę konkurencyjną. A weto w polityce zagranicznej bywa ostatnim instrumentem pozwalającym na obronę narodowych interesów. Jak zatem pogodzić te dwie, wydawałoby się sprzeczne, potrzeby: skuteczne podejmowanie decyzji i ochronę podstawowych interesów państw członkowskich?
Czytaj więcej
Kraje, które opowiadają się za głosowaniem kwalifikowaną większością w Radzie UE w sprawach zagranicznych, stanowią już zdecydowaną większość ludności Unii. Przejmująca 1 lipca przewodnictwo we Wspólnocie Hiszpania chce to wykorzystać.
Bez patologicznego zachowania Węgier, które sabotują wschodnią politykę UE, tej dyskusji w ogóle by teraz nie było. Weto zostało pomyślane jako ostatnia deska ratunku i sięgano po nie rzadko. W interesie Polski było zachowanie tego instrumentu. Jednak to, co robi Budapeszt, blokując decyzje UE nawet wtedy, gdy w żaden sposób nie naruszają one fundamentalnych interesów Węgier, każe przemyśleć kwestię weta w polityce zagranicznej.
Jego zniesienie nie może być jednak automatyczne. Powinno dotyczyć tylko wybranych kwestii (np. sankcji) i zawierać cały system skutecznych gwarancji ochrony interesów państw członkowskich. Zatem głosowanie większościowe musiałoby być ostatecznością, do której doszłoby tylko po wyczerpaniu prowadzonych w dobrej wierze konsultacji z zainteresowanym państwem i po wykorzystaniu wszystkich innych instrumentów osiągnięcia jednomyślności.