„Niestety, w Polsce mamy tylko dożywocie…” - napisał w mediach społecznościowych Zbigniew Ziobro, informując o zmianie klasyfikacji zarzutów dla sprawcy. Tym samym, lider Suwerennej Polski nie oparł się pokusie politycznego rozgrywania tragedii chłopca.
W Polsce nie ma kary śmierci. Nie występuje ona w Kodeksie karnym. Nadrzędne wobec naszego systemu prawnego umowy międzynarodowe - Europejska Konwencja Praw Człowieka oraz Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej - wprost jej zakazują. Mało tego, wypowiedzenie Konwencji oznaczałoby dla danego kraju konieczność wyjścia z Unii Europejskiej.
I pewnie o to właśnie chodzi ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze. Chce wykorzystać sytuację i konsekwentnie sączyć antyeuropejską propagandę swojej „suwerennej” partii. W obywatelach ma się zagnieździć przekonanie, że „niestety” nie mamy kary śmierci, bo przeszkadza Unia. A gdyby nie przeszkadzała, to w kraju zapanowałaby sprawiedliwość i rządy silnej, karzącej ręki.
Minister Ziobro nie
odnosi się do prawicowego dogmatu, narzucanego od lat, że to,
co dzieje się w rodzinie, to jej sprawa. Nie tłumaczy się z tego, że państwo
nie stworzyło systemu szybkiej reakcji na zło i nie dało możliwości interwencji służb
socjalnych czy środowiska szkolnego. Mimo przetrwania instytucji Niebieskiej
karty, policjanci także nie są zachęcani do „wtrącania się” w rodzinne dramaty rozgrywające
się za zamkniętymi drzwiami. Dla przykładu, w Niemczech każdy regularny patrol policji
dysponuje wszystkimi adresami rodzin, w których dochodziło do przemocy domowej
i tak organizuje trasę patrolu, by systematycznie nadzorować sytuację. No, ale przecież
nie będziemy się uczyć od Niemców… My po fakcie będziemy karać osoby, które powinny bardziej się postarać.