Zamieszanie z ukraińskim zbożem wcale nie musiało się wydarzyć. Tylko że władza problem ignorowała miesiącami. W pewnym momencie sytuacja nabrzmiała tak bardzo, że PiS zaczął się obawiać o wynik wyborów, a problemy z cenami płodów rolnych w efekcie importu z Ukrainy zbiegły się ze wzrostem poparcia dla Konfederacji. Dlatego wdrożono procedury alarmowe: stanowisko stracił minister rolnictwa, a potem PiS zaczął ostrą grę zarówno z Ukrainą (by odeprzeć zarzuty, że jest zbyt proukraiński, co zarzucała mu Konfederacja) oraz z Brukselą (by pokazać, że walczy o interesy rolników i suwerenność, bo o miękkość w tej sprawie oskarżała go zarówno Konfederacja, jak i Solidarna Polska).
Jarosław Kaczyński ogłosił więc, że Polska zamyka granice dla żywności z Ukrainy. Tyle tylko, że równolegle rząd ogłosił, iż pracuje z Ukraińcami nad rozwiązaniem problemu. I rzeczywiście, po kilku dniach tranzyt ruszył przez Polskę pod kontrolą celników. Sęk w tym, że rozwiązanie to można było wprowadzić wcześniej, bez tak ostentacyjnego ruchu, jak embargo na ukraińską żywność.
Czytaj więcej
Polska chce poważnego ograniczenia swobody importu produktów rolnych z Ukrainy. Ale Bruksela nie widzi powodów do rozszerzania listy zakazanych towarów poza zaproponowane już zboża.
Tym bardziej że Komisja Europejska wydała surowy komunikat (takie jednostronne embargo jest niezgodne z prawem UE). Ale potem siadła do rozmów z polskim rządem, zdając sobie sprawę, że problem z żywnością z Ukrainy ma kilka krajów regionu, więc trzeba go rozwiązać, a nie karać tych, którzy się z nim borykają. W efekcie zaoferowała korzystny deal: Polska wycofa embargo, zamiast którego Unia wprowadzi zakaz na kilka produktów i dorzuci pieniądze dla poszkodowanych rolników. PiS mógł więc ogłosić, że odniósł sukces w negocjacjach z Komisją. Ale zamiast tego zaczęła się gra na czas, a Polska wraz z Węgrami porozumienie opóźniała i blokowała. Rząd chce pokazać rolnikom, że walczy o ich interesy.
Zarazem PiS zaczyna działać w sposób, za który sam krytykował inne kraje: z powodów partykularnych interesów politycznych nie chce wystarczająco pomagać Ukrainie. Co gorsza, gra w jednej drużynie z rządem Węgier, który od 24 lutego 2022 r. zachowuje się nieprzyzwoicie. PiS oskarżał władze w Berlinie, że przed wybuchem wojny prowadziły zbyt bliskie interesy z Kremlem. Dziś Niemcy zrewidowały podejście, PiS zaś wciąż opiera politykę europejską na Orbánie, który jako jedyny prowadzi z Putinem business as usual. Owszem, PiS ma prawo ostro grać o interesy polskich rolników. Nie warto jednak mylić ostrej gry z bezmyślnym uporem. I sojuszem z premierem Węgier – adwokatem Putina.