Bogusław Chrabota: Heroiczna wyprawa Putina

Kaliningrad to miasto-symbol wielkoruskiego imperializmu; bo przecież nigdy nie miało nic wspólnego z Rosją; ziemia ukradziona.

Publikacja: 31.08.2022 23:48

Bogusław Chrabota: Heroiczna wyprawa Putina

Foto: AFP

Mam pewien osobisty tytuł do pisania o Kaliningradzie. Na tamtejszych cmentarzach leży sporo moich krewnych, między innymi matka mojego ojca, Anna. I sporo jej rodziny z Nadberezyńców. Miałem szczęście być kilkakrotnie na jej grobie.

Dziś, wskutek wojny i poglądów głoszonych na tych łamach – miejsce dla mnie niedostępne. To przez prezydenta Rosji, który właśnie wybiera się do ujścia Pregoły, nie mam szans na spełnienie najprostszego chrześcijańskiego obowiązku: zapalenia świeczki na grobie mojej babci. Proszę mi wybaczyć ten wątek osobisty, ale kiedy myślę o Kaliningradzie, zawsze czuję ten sam bolesny ścisk serca.

Czytaj więcej

Wizyta Putina przy granicy z Polską. Wiceszef MSZ: Nie możemy ujawniać wszystkich danych

Czym jest dzisiejszy Kaliningrad? To miasto-symbol wielkoruskiego imperializmu; bo przecież nigdy nie miało nic wspólnego z Rosją; ziemia ukradziona. „Kusoczok giermanskoj ziemli”, który wolą Stalina został przejęty po wojnie przez Związek Sowiecki. Miasto o wielu twarzach. Bo z jednej strony to gigantyczna baza wojskowa najeżona wyrzutniami rakiet i masztami okrętów floty wojennej. Najbardziej pewnie zmilitaryzowany i groźny dla sąsiadów kawałek Europy. Z drugiej, miasto wielu narodów i tradycji; w późnych latach 40., po wyrzuceniu Niemców, osadzono tu wielu obywateli sowieckich polskiego, białoruskiego i ukraińskiego pochodzenia, nie do końca budzących zaufanie komunistycznych władz.

Miasto-baza wojenna miało być dla nich ośrodkiem reedukacji, „podciągnięcia się” w sztuce lojalności wobec reżimu. Niewiele z tego wyszło. Kaliningradczycy szybko zafascynowali się germańską przeszłością miasta. Oglądali pasjami polską telewizję, a w latach 80. w portach i stoczniach działała niezależna (choć zapewne inwigilowana przez KGB) organizacja o swojsko brzmiącej nazwie „Solidarność”.

Upadek ZSRR częściowo odmienił oblicze Kaliningradu. Zaczęto o nim mówić, że może być rosyjskim Hongkongiem. Szybko rozwijał się gospodarczo. A jego rozwojowi służyły liczne wycieczki z Niemiec i tzw. mały ruch graniczny z Polską. Jednocześnie stał się przystanią dla putinowskiej konserwy, jak patriarcha Kirył, który przez ćwierć wieku był biskupem kaliningradzko-smoleńskim, czy lokalny gubernator Anton Andrejewicz Alichanow, członek Rady Generalnej partii Jedna Rosja. Najbardziej europejskie miasto Rosji musi wszak być strzeżone przez najbardziej wiernych ludzi Kremla. To do nich leci 1 września Putin.

Cel tej wyprawy wydaje się wyjątkowo jasny. Mający świadomość kryzysu wizerunkowego dyktator chce dowieść swojej odwagi. Pokazać, że nie tylko nie czuje trwogi ścigając się w chmurach z żurawiami, ale nie boi się również lecieć na Zachód. Rosjanie mają go postrzegać jako samotnego harcownika, który ma odwagę stanąć naprzeciw wrogich hufców. Chce również wzmocnić morale wystraszonych już nieco wojskowych z rubieży. „Oto jestem z wami!”. Prezydent, strażnik mocarstwa i wódz.

Pretekstem ma być wszechrosyjski Dzień Wiedzy. Ale to kpina oczywiście. Podobnie jak przekonanie, że zagra na nosie czyhającego nań Zachodu. Powiedzmy to wprost: tak jak mamy świadomość, jak groźny dla pokoju jest kaliningradzki arsenał, jak ważne jest bezpieczeństwo przesmyku suwalskiego, tak daleko nam do czyhania na życie Putina. Doleci pewnie więc i wróci bezpiecznie. Byleby kolejnej wojny z tego nie było. Patrzeć więc będziemy mu z uwagą na ręce.

Mam pewien osobisty tytuł do pisania o Kaliningradzie. Na tamtejszych cmentarzach leży sporo moich krewnych, między innymi matka mojego ojca, Anna. I sporo jej rodziny z Nadberezyńców. Miałem szczęście być kilkakrotnie na jej grobie.

Dziś, wskutek wojny i poglądów głoszonych na tych łamach – miejsce dla mnie niedostępne. To przez prezydenta Rosji, który właśnie wybiera się do ujścia Pregoły, nie mam szans na spełnienie najprostszego chrześcijańskiego obowiązku: zapalenia świeczki na grobie mojej babci. Proszę mi wybaczyć ten wątek osobisty, ale kiedy myślę o Kaliningradzie, zawsze czuję ten sam bolesny ścisk serca.

Pozostało 81% artykułu
Komentarze
Kamil Kołsut: Czy Andrzej Duda trafi do MKOl i dlaczego Donald Tusk nie ma racji?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?