Izbę Dyscyplinarną włożono do lodówki, odwołując posiedzenie Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Do porządku obrad wciągnięto głosowanie nad nowymi członkami nieuznawanej przez Unię i większość sędziów KRS, a z tego chaosu wyłonił się niczym Wenus z fal i piany morskiej prezes Glapiński i jego druga kadencja. Czy ktoś odważy się powiedzieć, że w polskim parlamencie są rzeczy niemożliwe?
W czwartkowe południe Zbigniew Ziobro, przedstawiając nową, dopiero co podebraną PiS posłankę Marię Annę Siarkowską, wypowiedział się o SN i Izbie Dyscyplinarnej. Zapewnił: „Zbliżamy się do zawarcia kompromisu, jesteśmy bardzo blisko”. W ramach zbliżania się prace nad prezydenckim projektem ustawy o SN ustały. To nawet logiczne: jeśli coś jest przedmiotem sporu, trzeba to schować, żeby nie przeszkadzało.
Czytaj więcej
Nie miejmy złudzeń. Adam Glapiński nie był i raczej nie będzie ani skutecznym strażnikiem siły złotego, ani niezależności NBP, a tylko przyzwoitym wykonawcą polityki tworzonej w siedzibie PiS. To mało jak na tak trudne czasy.
Im bardziej Ziobro do kompromisu się zbliża, w tym większej panice PiS przed nim ucieka. „Szukamy takiego miejsca, gdzie można te dwie racje pogodzić, aczkolwiek jest to niezwykle trudne i Solidarna Polska musi zdawać sobie też z tego sprawę” – skomentował wystąpienie Ziobry rzecznik rządu Piotr Müller. I dodał w poważnym tonie, że obawia się o los porozumienia z Unią Europejską w sprawie KPO. Jakiego porozumienia? Nie wyjaśnił.
Skoro już widmo prezydenckiego projektu przestało na chwilę krążyć nad salą plenarną, można się było zabrać za „sędziów drugiego trybu”. Ponieważ wybór listy przegłosowanej w kwietniu przez komisję nie powiódł się w pierwszym trybie, kiedy potrzebne było trzy piąte głosów w obecności co najmniej połowy posłów, sięgnięto po tryb drugi. Jest on łatwiejszy, bo wymaga tylko większości bezwzględnej, a tę obóz rządzący łatwo osiągnął. Może to i sędziowska „druga świeżość”, ale za to prezes NBP chętnie z niej skorzystał.