Wydarzenia na linii Moskwa–Kijów dzieją się tak szybko, iż możliwe, że poranny czytelnik „Rzeczpospolitej” obudzi się w innej rzeczywistości, niż ta, którą diagnozuję, pisząc ten komentarz. Niemniej już dziś, w środę 23 lutego, można mieć pewność, że nurt rzeki historii prowadzi nas nieuchronnie w kierunku masywnej wojny na terenie sąsiadującej z nami Ukrainy. Do wczoraj wydawało się, że zwyciężą dialog i namysł, dziś po odwołaniu rozmów Blinken–Ławrow i Biden–Putin, perspektywa rosyjskiej inwazji jest niemal pewna.
Od dawna wiemy, jaki jest jej strategiczny cel: to przejęcie kontroli politycznej nad Kijowem, czyli wprowadzenie Ukrainy do bezpośredniej strefy wpływów Rosji. Nie znamy natomiast strategii. Czy nastąpią ataki hybrydowe i hakerskie na sferę publiczną i infrastrukturę krytyczną? Czy dojdzie do powolnej destabilizacji państwa, by w końcu na fali krytyki władz w Kijowie przez własny naród Putin zainstalował tam rosyjską marionetkę. Czy – co jest coraz bardziej prawdopodobne – nastąpi agresja militarna?
I znowu pytania: Co będzie celem? Zajęcie całego Donbasu (republiki separatystyczne to tylko 30 proc. jego terytorium) czy też – co zapowiadają amerykańskie służby wywiadowcze – dojdzie do wielokierunkowego ataku na Kijów. W tych ostatnich dwóch przypadkach ważne jest też pytanie, jakie działania obronne podejmie ukraińska władza i jak zachowa się armia. Nie mam wątpliwości, co do patriotyzmu Ukraińców, ale też złudzeń, że część ich armii jest penetrowana przez rosyjskie służby.
Czytaj więcej
Przedstawiciele amerykańskiego wywiadu ujawnili „Newsweekowi”, że administracja Joe Bidena poinformowała Wołodymyra Zełenskiego o ocenie wywiadu, według której Rosja przygotowuje się do przeprowadzenia inwazji na Ukrainę w ciągu najbliższych 48 godzin.
Wojna więc w klasycznym rozumieniu – zbliża się szybkimi krokami. Co mogłoby ją zatrzymać? Bez wątpienia obecność na Ukrainie wojsk NATO. To jednak scenariusz czysto fantastyczny. Skuteczne byłyby bardzo mocne sankcje i solidarna, antywojenna akcja liczących się mocarstw (z Chinami na czele). Na to jednak liczyć raczej nie można. Zostaje solidarność Zachodu; to jednak dla Putina za mało. Pacyfistyczny Zachód plus rosyjskie rezerwy finansowe dają mu poczucie, że przetrzyma sankcje do momentu ich powolnego rozmycia w trakcie procesu normalizacji.