Reklama

Łomanowski: Po co Putinowi wojna?

Konsekwencją czterech miesięcy powoli narastającego napięcia na linii frontu w Donbasie jest prawdziwa wojna, która lada chwila może wybuchnąć między Rosją i Ukrainą.

Publikacja: 11.08.2016 20:25

Łomanowski: Po co Putinowi wojna?

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Formalną przyczyną ma być rajd, jakiego podobno ukraińscy dywersanci dokonali na Krym. Po pościgu i strzelaninach (których nikt nie widział, mimo że – jak twierdzi Moskwa – odbywały się w zamieszkanych rejonach) rosyjscy żołnierze mieli złapać 20 ukraińskich żołnierzy. Już nie „bojówkarzy z Prawego Sektora", ale właśnie żołnierzy regularnej armii.

Anektowany Krym jest uważany przez Kreml za taką samą część Rosji jak – powiedzmy – Wyspy Kurylskie. A to oznacza, że ukraińscy żołnierze na półwyspie to aż nadto wystarczający powód do wojny, w czasie gdy świat zajęty jest olimpiadą, Stany Zjednoczone – Donaldem Trumpem, a Europa – rozwodem z Wielką Brytanią i wyłapywaniem kolejnych islamskich zamachowców.

Pierwszy warunek powodzenia ewentualnej operacji wojskowej, czyli obojętność międzynarodowej opinii publicznej, został więc zapewniony. Drugi warunek – koncentracja własnych wojsk – został już wcześniej spełniony pod pozorem kolejnych manewrów w rosyjskim tzw. Południowym Okręgu Wojskowym, w pobliżu ukraińskich granic.

Teraz wystarczy tylko jeden rozkaz. Ale „militarny konflikt między Rosją a Ukrainą jest zupełnie niemożliwy z powodu jego totalnej bezmyślności", stwierdził jeden z moskiewskich publicystów, zdumiony rozwojem sytuacji.

No właśnie, po co Putinowi wojna? Innymi słowy: co rosyjski prezydent chciałby osiągnąć? Pierwsza nasuwająca się odpowiedź to wyrąbanie lądowego korytarza do Krymu. Możliwe, że rzucenie czołgów i samolotów do walki jest tańsze niż budowa mostu przez Cieśninę Kerczeńską – w kraju, którego zasoby finansowe wyczerpią się pod koniec 2017 roku.

Reklama
Reklama

Ale jak uczyli Clausewitz i Lenin, a co ludzie radzieccy (w tym Władimir Putin) dobrze zapamiętali: wojna to kontynuacja polityki innymi środkami. I odwrotnie: wojsko na froncie może być użyte politycznie. Na przykład, by doprowadzić do zmiany władz w Kijowie.

Kreml wyobraża sobie, że zmusi Zachód, by z kolei ten zmusił Ukraińców do usunięcia ekipy Poroszenki. Jej miejsce zająłby nad Dnieprem rząd, w którym przynajmniej część stanowisk zajęliby ludzie uciekiniera Janukowycza.

Formalną przyczyną ma być rajd, jakiego podobno ukraińscy dywersanci dokonali na Krym. Po pościgu i strzelaninach (których nikt nie widział, mimo że – jak twierdzi Moskwa – odbywały się w zamieszkanych rejonach) rosyjscy żołnierze mieli złapać 20 ukraińskich żołnierzy. Już nie „bojówkarzy z Prawego Sektora", ale właśnie żołnierzy regularnej armii.

Anektowany Krym jest uważany przez Kreml za taką samą część Rosji jak – powiedzmy – Wyspy Kurylskie. A to oznacza, że ukraińscy żołnierze na półwyspie to aż nadto wystarczający powód do wojny, w czasie gdy świat zajęty jest olimpiadą, Stany Zjednoczone – Donaldem Trumpem, a Europa – rozwodem z Wielką Brytanią i wyłapywaniem kolejnych islamskich zamachowców.

Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Jak Donald Tusk wykorzystał sojusz Jarosława Kaczyńskiego z Robertem Bąkiewiczem przeciw Konfederacji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Komentarze
Bogusław Chrabota: LGBTQIA+ poczeka lat pięć, a może dziesięć
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy będzie wojna niemiecko-polska o Nord Stream?
Komentarze
Marzena Tabor-Olszewska: Przyznaję się. Będę nielegalnie gotować flaki z boczniaka
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Komentarze
Estera Flieger: Mazurek o małych i wielkich pięknach
Materiał Promocyjny
Nowy Ursus to wyjątkowy projekt mieszkaniowy w historii Ronsona
Reklama
Reklama