Putin znowu wyszedł zwycięsko. Przynajmniej tak można wnioskować z tego, co Kreml chciał nam przekazać, na temat telefonicznej konwersacji, która skończyła się w czwartek późnym wieczorem naszego czasu. A przekazał sporo.
Natomiast to, co przekazał po niej Biały Dom, jest przede wszystkim powtórką tego, co słyszeliśmy w ostatnich tygodniach: odpowiedź Ameryki i jej sojuszników na rosyjską inwazję na Ukrainę będzie bardzo ostra. W krótkim oświadczeniu rzeczniczki Joe Bidena jest też mowa o tym, że postęp w dialogu z Rosją jest uzależniony od tego, czy zdecyduje się ona na deeskalację, a nie dalszą eskalację.
W styczniu czeka nas maraton dyplomatyczny: spotkanie bilateralne wiceszefów dyplomacji USA i Rosji, spotkanie Rady NATO-Rosja i spotkanie OBWE. Wszystkie spotkania będą poświęcone groźbom Putina. Już to, że do tego dialogu ma dojść, jest sukcesem Moskwy. A co dopiero mówić o postępie w dialogu - jakikolwiek postęp oznacza ustępstwa wobec Rosji. Na pewno Moskwa tak to rozumie.
Czytaj więcej
Podczas kilkudziesięciominutowej rozmowy z prezydentem Władimirem Putinem amerykański przywódca Joe Biden "dał jasno do zrozumienia, że Stany Zjednoczone oraz ich sojusznicy i partnerzy zareagują zdecydowanie, jeśli Rosja dokona dalszej inwazji na Ukrainę" - oświadczył Biały Dom.
Już można mówić o ustępstwie. Jak ogłosił na swojej stronie Kreml, Biden miał w czasie rozmowy z Putinem obiecać, że Ameryka nie rozmieści broni ofensywnej na Ukrainie. Można się zastanawiać, czy słowo „rozmieszczać” oznacza wsparcie amerykańskim uzbrojeniem Kijowa. Ale skoro Rosjanie się tym chwalą, to znaczy, że raczej tak. Bez wątpienia Biden uległ w ten sposób jednemu z ich żądań.