To miał być program budowy Polski uczciwej, sprawiedliwej i dynamicznie się rozwijającej. Dzięki Polskiemu Ładowi nasz kraj miał być najlepszym miejscem do życia w Europie, jak obiecywał premier Mateusz Morawiecki na początku września. Ale po przyjęciu w błyskawicznym tempie 100 dni dziesięciu ustaw tworzących tę nową bajkową rzeczywistość, okazało się, że do szczęśliwego zakończenia daleko, a gospodarka znalazła się bardziej w okrutnej krainie „Walki o tron” niż w Nibylandii, gdzie „wszyscy żyli długo i szczęśliwie”.

Polski Ład był pomysłem, który w drugiej połowie drugiej kadencji, po dewaluacji socjalnego transferu 500+, miał zapewnić obozowi PiS utrzymanie władzy. Ponieważ 500+ okazało się sukcesem i naprawdę skierowało część środków budżetowych do potrzebujących, premier pewną ręką sięgnął po te same narzędzia. Półka jednak okazała się pusta. O ile na początku rządów można było dołożyć pieniędzy każdemu, niezależnie od tego, czy ich potrzebował czy nie, o tyle teraz trzeba było poszukać ich u tych, u których jakieś zaskórniaki jeszcze zostały. Stąd koncepcja ustawienia księgowego suwaka na poziomie 9–10 tys. zł dochodu i wskazanie nowego wroga, czyli tych, którzy taką wartość przekraczają. Gdyby jeszcze zrobiono to w sposób przejrzysty i logiczny, wprowadzając redystrybucję na wyższym europejskim poziomie i różnicując progi podatkowe, można by mówić o pomyśle budowy nowego modelu socjalnego. Ale tak się nie stało, być może premierowi trudno byłoby to wytłumaczyć kolegom z sektora bankowego.

Czytaj więcej

Prowadzący jednoosobową działalność szacują, ile stracą na Polskim Ładzie

Do tego doszła proinflacyjna polityka NBP, która ograbiła z dochodów gospodarstwa domowe, kłótnia z Unią, która odbiera nam środki z KPO, i szybujące ceny energii i gazu. Trudno o gorszy moment na przekonywanie najbiedniejszych, że będą odtąd żyć w krainie marzeń. Polityczna kalkulacja na razie się więc nie udała. Tym bardziej że po oszałamiającym „sukcesie” np. Centralnego Portu Komunikacyjnego trudno uwierzyć także w inwestycyjny impuls.

PiS szło do wyborów w 2015 r. z przejrzystym planem, który nie wszystkim się podobał, ale spełnił swoją społeczną i polityczną rolę. Po latach rządzenia, demontowania demokracji i budowy coraz ostrzejszych podziałów społecznych Polski Ład jest programem co najwyżej drugiej świeżości, pełnym błędów i bałaganu. A to nie przyniesie władzy czarodziejskiej różdżki, tylko raczej kije samobije.