Saba bohaterką stała się już wcześniej. To z jej powodu po swoim odwołaniu wicepremier Giertych porównał nasz kraj do Rzymu czasów Kaliguli.

Wprawdzie szalony cesarz kazał mianować swojego konia konsulem, a Saba tylko odwiedziła Sejm, ale Giertych uznał, że skoro pierwszy krok został zrobiony... Podobny w tym był do całej kohorty polityków, publicystów i ogólnie kreatorów polskiej opinii publicznej, którzy rozumują ekonomicznie, czyli skrótami. Jeśli więc ktoś krytykuje orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, to atakuje jego istnienie; jeśli komuś nie podoba się publicystyka "Wyborczej", to podważa dziennikarską niezawisłość; jeśli zostaje aresztowany skorumpowany lekarz, to terroryzowane jest lekarskie środowisko; jeśli... Wszystko zresztą zależy od tego, kto odpowiednie kwestie wygłosi. Jeśli ktoś skrytykuje polityczne wystąpienie Władysława Bartoszewskiego, to znaczy, że ubliża więźniom oświęcimskiego obozu; jeśli Bartoszewski mówi o dyplomatołkach, to stosuje uzasadnioną krytykę polityczną.

Ale wracajmy do naszych baranów, a konkretnie psa. Marszałek Dorn pozywa LiD za pomówienie Saby o zeżarcie mebli w siedzibie MSWiA, w czasach, kiedy marszałek szefował tej instytucji. Tłumaczy, że były to meble gierkowskie, trudno więc sobie wyobrazić, aby jego suka przezwyciężyła obrzydzenie i wzięła je do pyska; zresztą nadszedł właśnie czas, żeby wiekowe sprzęty odesłać w mniej reprezentacyjne miejsce. Rzeczywiście, LiD nie przywołała świadectw destrukcyjnej działalności Saby, choć uznała ją za dowód zezwierzęcenia polskiego życia politycznego w czasie rządów PiS.

LiD-owski rzecznik wyborczy Jolanta Szymanek-Deresz mówi o "śmieszności" pozwu Dorna. No, ale przecież spot wyborczy LiD piętnujący wyczyny Saby był absolutnie serio. Czy sprawa Saby zadecyduje więc o wyniku wyborów i czy Trybunał Konstytucyjny wypowie się na temat prawa do przebywania zwierząt w instytucjach państwowych?