Czas kampanii, czas wojny

Ta kampania była pod każdym względem szczególna. Nigdy jeszcze nie padło tak wiele obelg, inwektyw, tak ostrych i bezpardonowych oskarżeń. Obie największe partie nie przebierały w środkach, by pognębić przeciwnika.

Publikacja: 19.10.2007 01:58

Premier Jarosław Kaczyński ostrzegał, że zwycięstwo opozycji oznacza powrót do czasów stanu wojennego. Donald Tusk porównywał premiera z Jerzym Urbanem i Czesławem Kiszczakiem, ludźmi z krwią na rękach. Z jednej strony słyszeliśmy o naruszaniu reguł demokracji, groźbie państwa policyjnego, nadchodzącym totalitaryzmie. Z drugiej strony wmawiano nam, że Polska to kraj do cna przeżarty korupcją, opanowany przez oligarchów i aferzystów.

Walka wyborcza nikogo nie pozostawiła obojętnym. Nawet dotychczasowe ponadpartyjne autorytety rzuciły się w wir zmagań, miotając się w prawo i lewo, krzycząc o dewiantach czy szmatach. Ciekawe, że każdej ze stron tak łatwo przychodziło dostrzeganie źdźbła w oku wroga, tak trudno belki we własnym.

To pierwsza kampania, w której politycy pokazali, że rozumieją, czym jest demokracja medialna. By wygrać, trzeba być słyszanym, a by być słyszanym, trzeba przebijać konkurenta wyrazistością przekazu. Czy należy się tego obawiać? Niekoniecznie. Czas kampanii, jakkolwiek by ją oceniać z estetycznego punktu widzenia, pozwala zwykłym wyborcom naprawdę sprawdzić polityków. Chęć zwycięstwa sprawia, że każda ze stron za wszelką cenę stara się wykazać błędy i słabości przeciwnika.

Po takiej kampanii wiemy już o głównych antagonistach wszystko. A przynajmniej wystarczająco wiele, by świadomie wybrać. Tak długo jak elity polityczne są podzielone i autentycznie walczą o władzę, demokratyczna kontrola jest zapewniona.

Wszystko to wszakże pod jednym warunkiem: że po wyborach politycy będą potrafili ze sobą współpracować. Że gorączka i amok miną, a zamiast nienawiści pojawi się zdolność oceny interesów. Gospodarka pędzi do przodu, ważą się losy naszej pozycji w Unii Europejskiej. Jeśli po wyborach nie uda się zakończyć obecnej wojny, jeśli nie powstanie rząd zdolny skutecznie działać, może nam grozić to, że polska szansa zostanie zaprzepaszczona.

Ostra kampania jest dowodem dojrzałości demokracji. Podobnie jak zrozumienie, że kiedyś musi się ona skończyć i wówczas należy wyciągnąć wnioski z konieczności.

Skomentuj na blog.rp.pl

Premier Jarosław Kaczyński ostrzegał, że zwycięstwo opozycji oznacza powrót do czasów stanu wojennego. Donald Tusk porównywał premiera z Jerzym Urbanem i Czesławem Kiszczakiem, ludźmi z krwią na rękach. Z jednej strony słyszeliśmy o naruszaniu reguł demokracji, groźbie państwa policyjnego, nadchodzącym totalitaryzmie. Z drugiej strony wmawiano nam, że Polska to kraj do cna przeżarty korupcją, opanowany przez oligarchów i aferzystów.

Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne