Teatrem jest Polska. Rządy PiS to sztuka, która właśnie się skończyła, a halabardnikiem jest Piotr Pacewicz z "Gazety Wyborczej", który głaszcze się z ukontentowaniem po brodzie, bo bitwa wygrana, ale i gromko ostrzega, by baczyć, czy kaczystowska reakcja nie podnosi łba. "Serce śpiewa, ale rozum ostrzega" – pisze Pacewicz w artykule "Rzeczpospolita pusta" ("GW", 27.10.2007). Siły światła pokonały ciemność cudem (gospodarczym?), bo w Polsce "potencjał Kaczyńskiego jest ogromny" i "jeszcze wyższy niż jego wynik wyborczy".
Wynika to ponoć z badań, w których Polacy pytani, czy demokracja ma przewagę nad innymi formami rządów, odpowiedzieli w większości: "trudno powiedzieć". 90 proc. dodało jeszcze, że reformy po 1989 roku albo się nie udały, albo "trudno powiedzieć". Wnioski są więc ponure: wszyscy ci wrogowie wolności, demokracji i reform są potencjalnymi wyborcami PiS. Prezes Kaczyński nie sieje, ale mu rośnie. A jak za cztery lata urośnie na samodzielną większość, to wiadomo – amen, kaplica i finis Poloniae.
Dlatego długi marsz postępu dopiero się rozpoczyna. Zatem nie czas na dziennikarską niezależność. Pacewicz porzuca maskę obiektywnego komentatora i woła: "wygraliśmy przypadkiem!". I dodaje: niech trwa "mobilizacja wykształciuchów, w której "Gazeta " brała przecież udział".
Tylko jak takie wyznanie wiary ma się do deklarowanej niezależności "Gazety"? W tekście jest zresztą tyle "my" i "-śmy", że ani chybi wybory wygrała nie Platforma Obywatelska, tylko Pacewicz Odważny. Bohater naszych czasów zakasał rękawy i woła: "Pomożecie?", czekając, aż echo z redakcji prasowych, radiowych i telewizyjnych odpowie: "Pomożemy!". Bo dziennikarz obiektywny to fajna rzecz, ale lepszy od niego jest dziennikarz zaangażowany. A najlepszy ten zaangażowany do teatru, w którym repertuar układa "Gazeta Wyborcza".
Skomentuj na blog.rp.pl