Europa nie ma złudzeń: Putin nie jest “krystalicznie czystym demokratą”, jak zwykł go określać były niemiecki kanclerz Gerhard Schröder. I w Berlinie, i w Paryżu są już nowi gospodarze, którzy mają świadomość nadużyć rosyjskiej władzy. Tajemnicze zabójstwa - najpierw dziennikarki Anny Politkowskiej w Moskwie, a potem wroga Kremla Aleksandra Litwinienki w Londynie (w piątek obchodzono pierwszą rocznicę jego śmierci) - przypomniały UE, że na Kremlu inaczej rozumie się prawa człowieka i standardy demokracji.
I nie chodzi tylko o same zabójstwa, do sterowania którymi rosyjskie władze się nie przyznają. Symptomatyczna jest reakcja Putina: gdy dziennikarz zapytał go o śmierć Litwinienki, ten odpowiedział groźnym tonem: - To Wielka Brytania powinna dbać o bezpieczeństwo swoich obywateli.
Dla Putina śmierć Litwinienki nastąpiła w najgorszym momencie. Dokładnie 24 listopada rosyjski przywódca przyjechał do Helsinek na szczyt UE - Rosja, gdzie chciał zrzucić na Polskę odpowiedzialność za brak dialogu na linii Moskwa - Bruksela. Jednak afera mięsna zniknęła w cieniu oskarżeń o politycznie motywowane zabójstwa.
Nie wszyscy w Europie byli równie oburzeni. Kilka dni minęło, zanim Unia, na wniosek Wielkiej Brytanii, wydała w tej sprawie wspólny komunikat. I do dziś nie wszyscy tak samo oceniają rosyjskiego prezydenta. Dla Portugalii, która kieruj obecnie UE, Rosja to wiarygodny partner, ojczyzna Lwa Tołstoja, której nie wolno udzielać lekcji moralności.
Ale coraz więcej krajów, zwłaszcza te największe, otwarcie Putina krytykuje. Robi to kanclerz Angela Merkel, która - w przeciwieństwie do swojego poprzednika - przypomina rosyjskiemu prezydentowi o konieczności przestrzegania praw człowieka, a odwiedzając Moskwę, spotyka się z opozycją. Gorzkie słowa wypowiada też prezydent Nicolas Sarkozy. To wyraźna zmiana wobec uścisków i wspólnych kolacji charakterystycznych dla trójki Putin - Schröder - Chirac.