O ile w ONZ-owskiej deklaracji praw człowieka obok prawa do życia odnaleźć możemy już prawo do odpoczynku i płatnego urlopu, o tyle europejska karta przebija ją choćby prawem do bezpłatnego pośrednictwa pracy. Dodatkowo zapewnia m.in.: prawo do wysokiego poziomu ochrony zdrowia, tudzież ochrony konsumentów. Można wprawdzie czuć niedosyt i żądać "jeszcze wyższego" albo "najwyższego" poziomu, ale to dopiero w następnym wydaniu.
Wyobraźnia podpowiada kolejne kroki na drodze postępu w tej dziedzinie, a jego zwolennicy rozumują z nieubłaganą konsekwencją. Felietonista "Przekroju" napisał, że ci, którzy są przeciw karcie, są przeciw wysokiemu poziomowi, tudzież dobrobytowi powszechnemu. Jeśli zapiszemy w karcie prawo życia 150 lat, to sprzeciw wobec niej będzie oznaczał żądzę śmierci dla ludzi w podeszłym wieku.
Druga metoda obrony owego dokumentu polega na ogłaszaniu, że nie ma on żadnego znaczenia. I dlatego właśnie należy go podpisać. Szef MSZ Radosław Sikorski, wymachując tekstem, stwierdził z sejmowej trybuny, że przecież w ważnych kwestiach zapisy karty obowiązują "zgodnie z ustawami krajowymi regulującymi korzystanie z tego prawa". Wydawałoby się, że wystarczałoby nie umieszczać w dokumencie tych artykułów. Ale są. Po co? Nadrzędność prawa unijnego w określonych dziedzinach jest przyjęta. Czy więc chodzi o to, że niektóre z zapisów karty dotyczących sfer dotąd wyłączonych z prawodawstwa unijnego (w tym prawa rodzinnego) mogą być pierwszym krokiem w kierunku wprowadzenia nadrzędności europejskich praw i w tych kwestiach?
UE rozwija się zgodnie z wolą grupy decydentów. Odrzucony w referendach projekt konstytucji wrócił jako traktat międzyrządowy. Sikorski wie o tym wszystkim. Może więc nie tylko Kaczyńscy ponad głowami obywateli grają kartą unijną.
Skomentuj nablog.rp.pl/wildstein