Powzięto więc plan działań, aby skompromitować radio oraz pracujących w nim dziennikarzy. Dokonywano odwrócenia znaczeń: walczącym o wolność słowa przypisywano status propagandystów. Obserwując dziś działanie establishmentu III RP wobec IPN, nie sposób nie przypomnieć sobie tamtej kampanii. Nawet retoryka kampanii wymierzonej w Instytut przypomina tamte czasy. Jaskrawym tego dowodem jest opublikowane w “Wyborczej” oświadczenie mające zastraszyć historyków przygotowujących książkę o Lechu Wałęsie. “Pełni nienawiści policjanci pamięci” – czytamy w nim o jej autorach bez podania śladu uzasadnienia owych epitetów. W rzeczywistości rolę “pełnych nienawiści policjantów pamięci” biorą na siebie sygnatariusze listu, usiłując zablokować prace historyków i posługując się insynuacjami pod ich adresem.

Jedną z metod tej kampanii jest dzielenie historyków na: historyków i historyków IPN. Przypomina ono niedawne przeciwstawianie “dziennikarzom prawicowym” dziennikarzy właściwych. W wypadku IPN często też używana jest formuła: “prawicowi historycy”. Na czym polega ich prawicowe skrzywienie, nikt nie wyjaśnił. Przy przyjmowaniu do Instytutu nikt nie wypełnia ideowej deklaracji ani nie są stosowane testy analizujące postawy polityczne jego pracowników, ale przecież nie chodzi o uzasadnienie, lecz o powtarzanie na tyle częste, aby zbitki pojęciowe utrwaliły się w świadomości odbiorców.

W antyIPN-owskiej kampanii budowane jest tabu archiwów służb specjalnych PRL. Historycy pracujący w nich zarazić się muszą, zdaniem autorów kampanii, ubecką mentalnością. Jak badać dzieje państwa policyjnego bez odwołania się do policyjnych archiwów, wrogowie IPN nie wyjaśniają.

Jedno w kampanii jest jasne: lęk, jaki w establishmencie III RP wywołują badania najnowszej historii prowadzone przez niezależną instytucję.