Dziś rano jednak marszałek Bronisław Komorowski obwieścił wolę Prezydium Sejmu: obrady komisji odbędą się w środę.
Ostre starcie było więc nieuniknione. Rację ma Zbigniew Chlebowski, mówiąc, że do Sejmu wrócił duch Samoobrony. Nie wiadomo jednak, kto lepiej naśladował Andrzeja Leppera – protestujący posłowie PiS czy niedopuszczający ich do głosu politycy koalicji: szef komisji Jerzy Budnik, a potem wicemarszałek Stefan Niesiołowski.
Co się stało w nocy z wtorku na środę, że Platforma zmieniła nagle zdanie i doprowadziła do burdy? Dlaczego rządząca koalicja stwierdziła, że właśnie w tych dniach trzeba wyborcom urządzić igrzyska i przyspieszyć procedurę prowadzącą Zbigniewa Ziobrę przed sąd? Czyżby chodziło o zagłuszenie słów posła Janusza Palikota, który prosto po urlopie pobiegł do telewizji i nazwał prezydenta chamem? A może po prostu w sytuacji, gdy notowania rządu słabną i nie widać szybkich szans na spełnienie wyborczych obietnic, celem było przypomnienie kłótliwego wizerunku Prawa i Sprawiedliwości?
Jeśli takie były oczekiwania Platformy, posłowie PiS spełnili je z nadwyżką. Okrzykami "hańba, hańba, na Białoruś", skandowaniem "precz z komuną", a wreszcie obrażeniem się i wyjściem z sali potwierdzili wiele nieprzychylnych opinii na swój temat.
Tyle tylko że dwa lata temu, podczas prac na ordynacją samorządową z sali wyszli posłowie Platformy. Gdy PiS zrezygnowało z publicznej debaty nad ustawą, PO chciała nawet zwołać alternatywne posiedzenie komisji. Co mówił wówczas Bronisław Komorowski? – To polityka grubej pałki. Kto ją ma, może wszystko.