Minął jednak pierwszy tydzień z Rokitą w nowej roli i zaczynam mieć co do niej poważne wątpliwości. We wtorek znany krakus, jako komentator "Dziennika", wezwał rząd Donalda Tuska, by zajął mocną pozycję w ustalaniu unijnej polityki wschodniej. W piątek celnie wskazał, że "osobiste" rządy lidera PO nie służą do ambitnego zmieniania państwa. Poczułem dysonans.
Jan Rokita wszedł na łamy "Dziennika" z hasłem "osądzać świat". Ale inaczej czytamy osądy kogoś, kto zadecydował, że nigdy już nie będzie ścigał się z osądzanymi, a inaczej kogoś, kto w każdej chwili może porzucić obiektywizm, aby samemu się wylansować. Czy wspiera jakieś idee, aby poprawić standardy polskiej polityki, czy też po to, aby za jakiś czas stworzyć własną partię?
Nelli Rokita, posłanka PiS i żona komentatora "Dziennika", na łamach "Faktu" deklaruje, że mąż chce wrócić do polityki. Być może pani Nelli wyraża jedynie własne przekonanie i wciąż odgrywa rolę mistrza w dezawuowaniu męża. Jednak nie można nie zadać kilku pytań.
Czy Jan Rokita krytykuje Tuska, aby się zmienił na lepsze, czy też po to, aby go kiedyś w PO zastąpić?
Wiem, dziś osamotniony Rokita nie rzuci wyzwania potężnemu Donaldowi Tuskowi. Ale polska polityka to kalejdoskop. Szybko wszystko wywraca się do góry nogami.