Ale, oczywiście, nie chodzi tu o polskich historyków, a już broń Boże nie o tych, którzy mają czelność dochodzić do wniosków sprzecznych z wytycznymi Salonu, analizując życiorysy bohaterów Okrągłego Stołu czy proces transformacji ustrojowej. Chodzi historyków z Europy Zachodniej i o apel w ich obronie opublikowany przez „Le Monde".
Na Zachodzie historyk jest ofiarą policjantów pamięci, a w Polsce to on właśnie jest policjantem pamięci. Nie rozumiecie? I nie próbujcie. Spytajcie Autorytetów, im widnieje.
Takie, hm, niekonsekwencje są w Salonie na porządku dziennym.
Piszę „Salon", bo okazuje się, że Salon – dotąd pono jedynie urojenie i obsesja prawicowych oszołomów – jednak jest, przyznali to gromko publicyści „Polityki". Jest, owszem, ale tylko w umysłach: Salon jest tym, co w nich najlepsze, jest otwartością, łagodnością, dobrotliwością, w przeciwieństwie do furii nienawistników z „Rzeczpospolitej".
Z pozoru Wiesław Władyka i Mariusz Janicki bredzą, ale ich intuicja jest trafna. Tak, to, co nazywamy tu Salonem, to coś w umyśle. To coś, co Kurt Vonnegut opisał jako mózg podobny do zegara z wypiłowanymi trybami, który o ósmej sześć przeskakuje na dwunastą, potem cofa się do dziewiątej i nie widzi w tym nic dziwnego. Precz z policjantami pamięci. Niech żyją policjanci pamięci. Kuku. Kuku.