Przecież, tak sobie myślę, należy się politykowi Zielonych wdzięczność. Nie chce prezydent Klaus podpisać traktatu? To będzie musiał. „Będzie pan musiał to podpisać” – czyż ta niemal szekspirowska fraza nie brzmi wspaniale? W zderzeniu z reprezentującym dziejową konieczność Cohn-Benditem powołujący się na suwerenność narodu i państwa Klaus jest niemal śmieszny. Przecież musi wiedzieć, kto w Unii rozdaje karty i że wszystko zostało już przesądzone.
A że to niewiele ma wspólnego z głoszoną powszechnie zasadą demokracji, wolnego wyboru, prawem do samostanowienia? To piękne bajki na użytek maluczkich i garstki entuzjastów. Być może 40 lat temu Cohn-Bendit też w nie wierzył, teraz, jak każdy wyznawca rozczarowany dawną wiarą, ma już tego demokratycznego sztafażu po dziurki w nosie. I słusznie. Lepsza brutalna szczerość Cohn-Bendita niż opakowana frazesami dwulicowość tych przywódców europejskich – a imię ich Legion – którzy głosząc pochwałę demokracji, wymuszają na Irlandii ponowne referendum.
Rzecz nie do wiary! Jeszcze kilka miesięcy temu wszyscy ci mężowie i damy zarzekali się na wszystkie świętości, jeśli takie jeszcze istnieją, że ponownego referendum nie będzie. Decyzja narodu rzecz nieodwołalna, słyszałem, nikomu nie wolno jej podważać. A teraz okazuje się, że Irlandczycy zagłosują jeszcze raz. Niemoty biedne, dały się otumanić, nie zrozumiały, nie pojęły, więc mają szansę na poprawę. Na tym polega obecnie szacunek dla wolnej decyzji.
Żeby było zabawniej, zebrani w Brukseli przywódcy, by rozproszyć obawy Irlandczyków, obiecują im dodatkowe gwarancje. Unia ma się zobowiązać do tego, że po przyjęciu traktatu lizbońskiego nie będzie się zmuszać Irlandczyków do zniesienia zakazu aborcji i nie będzie się im narzucać przepisów dotyczących prawa rodzinnego i etyki. Wolne żarty! Unia przyrzeka! Przecież to ta sama Unia, która obiecywała, że traktat lizboński wejdzie w życie tylko wtedy, jeśli zostanie przyjęty jednomyślnie przez wszystkie państwa członkowskie. Ta sama, której przywódcy przysięgali, że nowego głosowania nie będzie. I co? Na miejscu Irlandczyków z pewnością na dodatkowe gwarancje nie dałbym się nabrać. Skoro Bruksela złamała dwa swoje przyrzeczenia, to jaką wartość mają inne? Tyle że takich pytań nie będzie. Zamiast tego mieszkańców Zielonej Wyspy czeka teraz pranie mózgów na niebotyczną skalę, aż zrozumieją, że daremne jest wierzgać przeciw ościeniowi.
Tak, Cohn-Bendit zasłużył na wyrazy uznania. Jak reżyser, który na chwilę rzucił na mroczną scenę nieco światła, by widzowie mogli się przekonać, w jakim przedstawieniu biorą udział. I nie narzekali potem, że niczego nie mogli zobaczyć.