Uchwała przeszła przez aklamację – to zapewne odbicie faktu, że przez obrady okrągłostołowe przewinęli się politycy ze wszystkich dzisiejszych klubów: PO, PiS, PSL i SLD. Zgodę ułatwiło też zapewne podkreślenie, że Okrągły Stół był pierwszym krokiem na drodze do pełnej niepodległości. Pominięto również trudną do zaakceptowania dla prawicy osobę Wojciecha Jaruzelskiego.
Jednak dzień później "Gazeta Wyborcza" piórem Piotra Stasińskiego ogłosiła apoteozę uchwały jako deklarację rozumu i prawdy. Jako przekreślenie głupstw i oszczerstw na temat Okrągłego Stołu. To język religijnego dogmatu, który "Gazeta" używa, gdy chce sakralizować swoją wizję historii.
Tymczasem naszym obowiązkiem jest dyskusja o 1989 roku. O plusach i minusach wyborów dokonanych przez bohaterów tamtych wydarzeń. Dyskusja z udziałem tych, którzy do stołu zasiedli, i tych, którzy go zbojkotowali.
Dlatego źle przyjmuję kapłański język Piotra Stasińskiego. Zbyt wiele razy taki styl był sygnałem do ucinania wszelkich dyskusji o naszej historii jako rzeczy niegodnej lub określania jej mianem "kampanii nienawiści".
Polityczny rytuał to jedno, a publicystyczny obowiązek dyskutowania to drugie. My, dziennikarze, skupmy się na tym drugim.