Zacznijmy od podstawowej konstatacji – nerwowość w naszych mediach wywołała jedna depesza rosyjskiej agencji Interfax powołującej się na anonimowego generała. Można było ją zasugerować szefom Interfaksu jednym telefonem z Kremla. Wbrew pozorom doskonale pasuje do niej rzekome dementi rosyjskiego Ministerstwa Obrony, które niczego nie wyjaśnia. Informuje jedynie, że rozmieszczania rakiet jeszcze nie rozpoczęto – co nie wyklucza, że taki plan może być realizowany.
Bo przecież tuż po wyborze Baracka Obamy prezydent Dmitrij Miedwiediew zadeklarował, że w obwodzie kaliningradzkim rakiety będą rozmieszczone, jeśli tarcza antyrakietowa powstanie. A może takiego planu w ogóle nie ma?
Na razie słów pada bardzo dużo, choć żadnych rakiet nikt jeszcze nie widział. W rosyjskiej dyplomacji tradycja blefu jest bardzo stara. Rosja uwielbia niepokoić swoich partnerów. Kontrolowane przecieki z Kremla, rewelacje deputowanych do Dumy, agresywne wypowiedzi rosyjskiego przedstawiciela przy NATO czy pogróżki generałów – to ulubione żetony w tej grze.
Rosjanie po raz kolejny wykorzystują wrażenie rozchwiania polityki amerykańskiej. Zasianie wątpliwości między Warszawą a Waszyngtonem może być teraz dla Kremla bardzo ważne. Dlatego spokojna i pozbawiona nerwowości postawa polskiej dyplomacji to najlepsza odpowiedź na szum informacyjny.
Nie zmienia to jednak faktu, że polska dyplomacja powinna starać się o uzyskanie od nowej administracji Stanów Zjednoczonych jasnych deklaracji co do przyszłości tarczy antyrakietowej. To najlepszy sposób na ograniczenie pola działania specom od technik dezinformacji.