Ten fakt za znaczący uznają zarówno przeciwnicy Okrągłego Stołu (i jego konsekwencji), jak i zwolennicy drogi dojścia do wolności, jaką obrała III RP. Dlatego wczorajszą rocznicę obchodzili i Donald Tusk, i Lech Kaczyński. I Lech Wałęsa, i Kornel Morawiecki.
Imprezy w całej Polsce przyciągnęły tłumy ludzi. Organizowały je rozmaite środowiska. Nie było jednomyślności, wznoszono różne toasty, ale miliony Polaków tego dnia wspominały jedno wydarzenie: jak to 20 lat temu wspólnie "pogoniliśmy czerwonego".
Chyba pierwszy raz rocznica związana z końcem komunizmu była obchodzona tak masowo, na taką skalę. Do tej pory raczej, zapatrzeni w przyszłość, odsuwaliśmy od siebie pielęgnowanie tych wspomnień. Wczoraj poczuliśmy, że historyczna pamięć i symbole to ważne elementy naszej tożsamości.
Szkoda tylko, że na wysokości zadania nie stanęli polscy przywódcy. Niepotrzebne były ataki prezydenta na rząd wplecione w okolicznościowe przemówienie. Jeszcze gorzej, że liderzy dwóch najsilniejszych formacji politycznych wywodzących się z "Solidarności" nie stanęli wczoraj obok siebie na jednej uroczystości, co miałoby symboliczny wymiar. Jasno trzeba powiedzieć, że winnym takiej sytuacji jest premier Donald Tusk. To on zrobił błąd, przenosząc część rządowej fety do Krakowa.
Jakże inaczej brzmiałyby słowa Angeli Merkel mówiącej z wielkim szacunkiem o polskiej rewolucji, gdyby zwracała się do tysięcy mieszkańców Gdańska, do pracowników Stoczni Gdańskiej pod słynnymi trzema krzyżami – a nie do wąskiego grona polityków, których zaproszono do zamkniętej sali na Wawelu.