Na wieść o przełamaniu przez KRRiT pata w radzie nadzorczej TVP i możliwości odwołania Farfała wygasił kadencje członków rady nadzorczej. Tym samym za pomocą niezwykle kontrowersyjnego chwytu prawnego zablokował odwieszenie członków zarządu utożsamianych z PiS – Sławomira Siwka i Marcina Bochenka.
Skąd ta troska ministra z Platformy o wszechpolaka Piotra Farfała? Owszem, do niedawna posłowie Platformy Obywatelskiej straszyli nim dzieci. Ale okazuje się, że w demonologii Platformy są jeszcze straszniejsze monstra: Siwek i Bochenek.
Potwierdziła się nienowa prawda – rządy Piotra Farfała i jego kolegów z rekomendacji LPR niczym Platformie nie wadzą. Kto był posądzany o najlżejsze nawet propisowskie sympatie, dawno już pożegnał się z gmachami na placu Powstańców i na Woronicza w Warszawie. Platformersów mogły wprawdzie irytować takie wybryki farfałowej TVP jak nachalne lansowanie partii Libertas, ale wybory przyniosły ugrupowaniu Declana Ganleya klęskę. Piotr Farfał na fotelu prezesa zaś to gwarancja telewizji mało dolegliwej dla rządu i raczej pozbawionej ambicji kreowania wyrazistej debaty politycznej.
Dzięki ministrowi Gradowi Farfał zyskał bezcenny czas na wymyślenie taktyki, której użyje przeciw Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. W najbliższych dniach zobaczymy, jak mocne karty w ręku mają jego rywale.
Piątkowy zamęt w TVP potwierdził po raz kolejny, że politykom nie przeszkadza wcale telewizja nudna i bezbarwna, byle tyko nie wpadła w ręce rywali politycznych. Każda nowa ustawa medialna wymagałaby od Platformy ułożenia się z lewicą i na dodatek rezerwowania w budżecie określonych sum na media publiczne. Po co? Skoro Farfał jest przewidywalny i nie ma zbyt wielu przyjaciół. Z wyjątkiem Platformy, jak się okazało.