Dziennikarze najpierw szukali dowodów tej współpracy z kamerą dla „Superwizjera”. W telewizji jednak wielu informacji wykorzystać nie zdołali, dlatego pasjonujący przebieg tych śledztw zrelacjonowali w książce „Tragarze śmierci”, którą właśnie opublikowało wydawnictwo Prószyński i S-ka.

Ten zapis powstał, by – jak twierdzą autorzy – spłacić dług ciążący na ludziach telewizji. Bo bez niej nie byłoby nowoczesnego terroryzmu, którego skutki docierają do najdalszych zakątków świata za pośrednictwem szklanego ekranu.

Tropiąc korzenie terroryzmu, reporterzy dotarli do Abu Dauba – ostatniego żyjącego przywódcy Czarnego Września, który przetrwał zamach w warszawskim hotelu Victoria w 1981 roku, a nawet do odsiadującego karę dożywocia we Francji Carlosa – Szakala. Bo – jak przekonują – bez takich jak on nie byłoby al Kaidy.

Dokumenty, jakie zdobyli, pozwalają – twierdzą autorzy – na postawienie przed międzynarodowym trybunałem komunistycznych przywódców, którzy wspierali organizacje terrorystyczne. Wśród nich wymieniają Wojciecha Jaruzelskiego. Ale do wniesienia oskarżeń żadna prokuratura się nie kwapi, choć ich pracą zainteresowały się m.in. izraelskie media.

Bezkarności dawnych komunistycznych służb nie zmienia fakt, że w archiwum Stasi dziennikarze odnaleźli materiały potwierdzające, iż zabójcy niemieckiego przemysłowca Hansa Martina Schleyera ukrywali się w latach 70. na Mazurach. „Po co ludzie RAF byli potrzebni peerelowskiej bezpiece, jeszcze nie wiemy” – piszą autorzy książki. Ale chcą się dowiedzieć. Nawet jeśli żaden komunistyczny dyktator nie zostanie już skazany, wierzą, że warto odgrzebywać prawdę z popiołów. Choćby dla tych, których śledztwo z kamerą i piórem wciąż interesuje.