Polska jest jej potrzebna do lepszego układania się z Zachodem. Tę sytuację można wykorzystać. Ale żeby móc to zrobić i ugrać swoje, musimy jasno wiedzieć, na czym stoimy, co nam zagraża i co chcemy osiągnąć.
Pamiętam, jak śp. Lech Kaczyński powiedział mi w jednym z wywiadów: „Dziś nie grozi nam, że Rosjanie wjadą tu czołgami, dziś grozi nam, że np. pewnego dnia PKN Orlen stanie się rosyjską firmą”. W tym obrazowym – choć może mało dyplomatycznym - stwierdzeniu zawierał się dość precyzyjny opis naszej sytuacji i zagrożeń. Chciałbym bardzo, by obecni rządzący umieli widzieli te zagrożenia równie jasno.
Jeśli jasno powiemy sobie o tym, że wiele spraw wygląda dziś źle, że w wielu sprawach mamy sprzeczne interesy, jeśli jasno powiemy sobie, o co nam chodzi i dobrze określimy nasze strategiczne interesy, wtedy warto rozmawiać.
Na razie fakty są takie: imperialne zakusy Rosji nie zmalały. Moskwa próbuje rozmiękczyć Zachód i promuje skrajnie dla nas niekorzystne pomysły na nową architekturę bezpieczeństwa. Niewątpliwie chce odzyskać strefy wpływów w swych dawnych republikach. Czyni to konsekwentnie i niektóre polskie działania w niedalekiej przeszłości stawały jej na drodze. Kluczowa rosyjska inwestycja – Gazociąg Północny - jest jawnie sprzeczna interesami Polski. Skutecznie udało się Moskwie doprowadzić do podpisania mało korzystnej dla nas umowy gazowej. Śledztwo smoleńskie jest prowadzone w sposób budzący ogromne wątpliwości. W sprawach dotyczących wyjaśniania historii mamy pewien postęp, co jest zasługą – to warto podkreślać – pracy profesora Adama Rotfelda i dobrego pomysłu na powołanie grupy do spraw trudnych. Ale wiele pozostaje jeszcze do zrobienia.
Mówiąc o tym otwarcie i mając jasna wizję tego, co chcemy osiągnąć, warto jest siadać do rozmów. Ale jeśli jednym celem jest to, by przeczytać ciepłe komentarze w niemieckich i francuskich gazetach oraz usłyszeć miłe słowa od brukselskich polityków, to strata czasu. I gra na której, w dłuższej perspektywie, możemy stracić.