Dziennikarz uznaje to za argument trafiony. Rozmowa toczy się dalej... Czy można znaleźć bardziej wymowny obraz degradacji polskiej polityki pod rządami premiera Tuska? I to zarówno w wypowiedzi jednego z liderów jego partii, jak i reakcji przedstawiciela opiniotwórczego medium, który traktuje ją jako oczywistość?
Szef Klubu PO zadeklarował, że fundamentalna reforma (?) polskiej obronności przeprowadzona została po to, aby przypodobać się młodym, którzy nie chcą iść do wojska. A bezpieczeństwo kraju? Rząd PO, a zwłaszcza szef MON Bogdan Klich, chlubili się tempem, w jakim udało się im "uzawodowić" polską armię, kilkakrotnie szybszym niż w bogatych krajach Zachodu. Krytycy wskazywali, że nie tyle zbudowaliśmy zawodową armię, ile zlikwidowaliśmy armię z poboru. Teraz jeden z liderów PO stwierdza, że nie o żadną reformę chodziło, ale o wdzięczność młodych wyborców.
Furda obronność kraju, liczy się tu i teraz, przecież nikt na nas zaraz (chyba) nie napadnie. Ważny jest wynik wyborów, a nie hipotetyczne zagrożenie suwerenności państwa.
Polityka to umiejętność zdobywania poparcia. O co jeszcze mogłoby w niej chodzić? Uderza nawet nie cynizm tej postawy, ale brak jego świadomości. Tomczykiewicz chwali się sprytem swojej partii, dziennikarz akceptuje.
Wszystko to jest możliwe jedynie w aurze beztroski, jaką mamieni jesteśmy przez dominujące ośrodki opiniotwórcze III RP. Przecież UE nas nakarmi i z pomocą NATO obroni. Ten groźny idiotyzm stał się już nieomal dogmatem III RP. Trudno mieć pretensję do zbiorowości, że wierzyć zaczyna w uspokajające zapewnienia tych, których zadaniem jest rozpoznawanie grożących jej niebezpieczeństw. A oni?