Reklama

Muzycy okazują się lepszymi dziennikarzami niż celebryci

Premier spotkał się z obywatelami. Tzn. spotkał się z obywatelami za pośrednictwem ich reprezentantów, którymi w III RP są celebryci.

Aktualizacja: 26.03.2011 23:35 Publikacja: 26.03.2011 23:33

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

Spotkanie poprzedziły dramatyczne wydarzenia. Marcin Meller, naczelny "Playboya" i prowadzący w TVN 24 "Śniadanie mistrzów" ogłosił w Internecie, że rozczarował się rządami PO pod wodzą Donalda Tuska. Było to najważniejsze wydarzenie polityczne tygodnia, a może i miesiąca. W każdym razie biorąc pod uwagę ilość poświęconej mu przez media uwagi.

Premier przejął się utratą zwolennika i podjął się publicznie go do siebie przekonać. Ba, przekonać całą reprezentację celebrytów i stawić im czoła na niebezpiecznej ziemi TVN-u. Spotkanie podsumowali zaproszeni w tym celu do stacji Waltera specjaliści od wizerunku i polityki, a może na odwrót. Najważniejsze było dla nich, że celebryci stanęli przed Tuskiem jako "zwykli obywatele".

Trzeba przyznać, że ekipa muzyków (Zbigniew Hołdys, Paweł Kukiz i Tomasz Lipiński), którą wystawił Meller, tudzież on sam, robili co mogli. I z pewnością bardziej przyciskali premiera, niż zrobiłaby to i robi większość dziennikarzy III RP — nie mylić z dziennikarzami. Jednak fakt, że zalewa nas muzyczny szajs nie oznacza, że muzyków na estradzie powinni zastępować dziennikarze — i z tym pewnie zgodziliby się uczestnicy rozmowy z premierem — a więc może i lepiej, aby polityków przepytywali specjalizujący się w tym dziennikarze.

Napisałem to i ogarnęły mnie wątpliwości. Wyobraziłem sobie, że Tuska wywiadują: Tomasz Lis, Tomasz Wołek i Jacek Żakowski. Każdy z nich jest dziennikarskim celebrytą, a kiedy pomyślimy o nich, tęsknić zaczynamy za dziennikarskimi kompetencjami ekipy Mellera. Jeśli nawet Hołdysowi, który słusznie podjął obronę kultury przed obecną ekipą, myli się ona z interesem środowiska samozwańczo ją reprezentującego.

Do programu, który swojego czasu prowadziłem na antenie TVP1 "Bronisław Wildstein przedstawia" i który miał liczniejszą widownię niż program Mellera, (co skądinąd oczywiste, TVP1 ogląda więcej ludzi niż TVN 24), wielokrotnie zapraszałem premiera, członków rządu i sprawujących najwyższe państwowe urzędy. W pierwszym programie pojawił się szef MSZ-tu Radosław Sikorski, potem raz marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski wówczas kandydat w prezydenckich prawyborach PO. We wszystkich innych wypadkach spotykała mnie odmowa. Śmiem twierdzić, że przyczyną była możliwość brylowania naszych rządzących u wyrobników medialnych, których kompetencjami zawstydzają członkowie ekipy Mellera. Po co narażać się na niewygodne pytania kogoś kto wie np. jak wyglądała wychwalana przez premiera współpraca polsko-rosyjska w pierwszych trzech miesiącach smoleńskiego śledztwa, kiedy to wraz z niezabezpieczonym wrakiem tupolewa bezpowrotnie ginęły i były niszczone dowody w sprawie? Po co ryzykować uwagę, że brak sądowego wyroku nie jest wystarczającym uzasadnieniem sprawowania ministerialnego urzędu, a obok paragrafów karnych istnieją jeszcze inne standardy, których trzymać się muszą politycy.

Reklama
Reklama

Pomimo apeli Mellera, premier nie potrafił obyć się bez straszenia PiS-em. Stwierdził, że odwaga pytających go jest owocem wolności, którą przyniósł Polsce jego rząd. Powinni się byli obrazić. Pod koniec mijającego tygodnia pobity został dziennikarz, Paweł Miter, który wykazał, że wystarczy powołać się na szefa Kancelarii Prezydenta, aby uzyskać dobry program w "odpolitycznionej telewizji". Napastnicy straszyli go przed kontaktami z prasą. Czy coś podobnego zdarzyło się cztery lata temu?

Spotkanie poprzedziły dramatyczne wydarzenia. Marcin Meller, naczelny "Playboya" i prowadzący w TVN 24 "Śniadanie mistrzów" ogłosił w Internecie, że rozczarował się rządami PO pod wodzą Donalda Tuska. Było to najważniejsze wydarzenie polityczne tygodnia, a może i miesiąca. W każdym razie biorąc pod uwagę ilość poświęconej mu przez media uwagi.

Premier przejął się utratą zwolennika i podjął się publicznie go do siebie przekonać. Ba, przekonać całą reprezentację celebrytów i stawić im czoła na niebezpiecznej ziemi TVN-u. Spotkanie podsumowali zaproszeni w tym celu do stacji Waltera specjaliści od wizerunku i polityki, a może na odwrót. Najważniejsze było dla nich, że celebryci stanęli przed Tuskiem jako "zwykli obywatele".

Reklama
Komentarze
Michał Płociński: Zamach stanu i sfałszowane wybory, czyli rekonstrukcja rządu przegrywa ze spiskami
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po co te dziwne aluzje, pośle Ćwik? Czy wracają czasy rechoczących wujków?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rekonstrukcja, czyli Donald Tusk idzie na wojnę
Komentarze
Rusłan Szoszyn: 40 minut udawania w Stambule. Dlaczego Władimir Putin nie spieszy się z końcem wojny?
Komentarze
Michał Płociński: Premier Radosław Sikorski. To kiedy Donald Tusk ustąpi?
Reklama
Reklama