I z jakiej to przyczyny premier tę dymisję przyjął. Jedyne co usłyszeliśmy od premiera, to rzucona półgębkiem uwaga, że nie byłoby stosowne, aby akurat minister Klich wprowadzał w życie wskazania komisji dotyczące błędów i zaniechań naszych sił zbrojnych.
Usłyszeliśmy też mętne wzmianki premiera o tym, że minister Klich może być pewnym „obciążeniem" dla resortu. Wszystko to szybko osłodzone deklaracjami Donalda Tuska, że Klich jest „człowiekiem honoru". Logicznie można by uznać, że Klich odchodzi np. za to, że przed 10 kwietnia 2010 nie wcielił wystarczająco skutecznie w życie wniosków z katastrofy lotniczej w Mirosławcu, która miała miejsce już pod jego rządami. Nic z tych rzeczy. Donald Tusk dymisjonuje dziś szefa MON, ale nie ma ochoty na nawet najlżejsze uznanie jego współwiny choćby za stan wyszkolenia polskich załóg.
Donald Tusk, klucząc w tej sprawie, jest z z punktu widzenia interesów swojej partii dość konsekwentny. Przecież Bogdan Klich wystartuje niedługo na senatora w Krakowie. A jak reklamować w kampanii kogoś, kogo się dymisjonuje?
Jednoczesna dymisja i nagroda w postaci poparcia Platformy do Senatu? W MON Klich będzie obciążeniem a w wyborach do Senatu już nie?
A i owszem. Taka to już specjalność naszego premiera. Przecież po wybuchu afery hazardowej to nikt inny, jak Donald Tusk zdymisjonował ówczesnego szefa MSW Grzegorza Schetynę, by potem uczynić go wpierw szefem sejmowego klubu PO, a potem marszałkiem Sejmu.