Choć nie ucierpieliśmy zanadto wskutek ataku, powinien być ostrzeżeniem: staliśmy się dla nich równie ponętnym przeciwnikiem co światowe mocarstwo i wschodząca potęga. Nie bardzo jednak jesteśmy przygotowani na takie „wyróżnienie".

Napastnicy najpierw ogłosili na Twitterze, że uderzą w Polskę, a potem przez cały dzień ponawiali ataki m.in. na strony MON, Sejmu, ABW, kancelarii Premiera i Prezydenta, ministerstw Sprawiedliwości, Kultury, ZAiKS, rzecznika rządu. Uderzenie przyszło z komputerowej chmury, nie można więc ustalić, jakich serwerów w jakich krajach użyto.

Rodzą się tu dwa zasadnicze pytania. Czy Polska ma skuteczne zabezpieczenia systemów komputerowych istotnych dla funkcjonowania państwa i gospodarki? Czy wypracowaliśmy strategię postępowania w wypadkach cyberataku? Wygląda na to, że hakerzy nie próbowali wchodzić głęboko w systemy czy bazy danych, ich akcja nie da więc odpowiedzi na pierwsze pytanie. Jeśli chodzi o drugie, oficjalne reakcje pokazały, że brzmi ona: nie.

Polskie władze zaczęły tłumaczyć, iż podpisanie porozumienia ACTA, które chcą zablokować hakerzy, wcale nie jest przesądzone. Od razu poddaliśmy się szantażowi, byle szkodnicy nie nabroili jeszcze bardziej. To zła metoda, trzeba było podjąć walkę i oświadczyć, że mamy do czynienia z bezprawiem, którego Polska nie akceptuje, a ataki nie wpłyną na naszą politykę. Jeśli teraz nie przyjmiemy ACTA, pokażemy słabość i zachęcimy do kolejnych cyberawantur.