Reklama

Zlikwidować przywileje grup zawodowych

Przywileje wybranych grup zawodowych, dodatki czy deputaty niewiele mają wspólnego z nowoczesną gospodarką rynkową i należałoby je jak najszybciej zlikwidować.

Publikacja: 05.03.2012 19:01

Paweł Rożyński

Paweł Rożyński

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Przede wszystkim są antymotywacyjne, bo pracownik, czy stoi czy leży, i tak dostanie trzynastkę, czternastkę, węgiel, czy piórnikowe...  A przecież wszelkie dodatkowe pieniądze powinny przysługiwać w postaci premii za dobre wykonanie zadań, a najlepiej za ponadnormatywne osiągnięcia. Tyle mówi nam zdrowy rozsądek.

Za likwidacją takiego chorego systemu wynagradzania przemawia również fakt, że przywileje, o których tu mowa, wywołują u pozostałych obywateli poczucie wielkiej niesprawiedliwości społecznej.

W dzisiejszych czasach są w dodatku absurdalne. Po co kolejarzowi 3,6 tony węgla rocznie? Co pracownik kolei ma wspólnego z węglem poza tym, że go wozi? Po co leśnikowi deputat drewna?

Lepiej mają energetycy z ogromną bonifikatą na prąd czy pracownicy miejskich przedsiębiorstw komunikacyjnych z darmowymi przejazdami dla siebie i rodzin.

Ale to wszystko głównie relikty PRL nawiązujące często wręcz do gospodarki naturalnej, gdy płaciło się tym, co udało się wydobyć lub wytworzyć: węglem, solą, ziemniakami. W KGHM deputat węglowy dostają nawet emeryci.

Reklama
Reklama

Nietrudno zauważyć, że takie przywileje to domena przede wszystkim wielkich przedsiębiorstw z państwowym rodowodem i silnymi związkami zawodowymi. Niełatwo je odebrać. Zarządy kopalń proponowały ich wykup. Ale związkowcy żądali zaraz horrendalnych kwot.

Trudno się dziwić. Zastąpienie pieniędzmi przywilejów i deputatów nie kalkuluje się związkowcom. Obecnie, żądając podwyżek i grożąc strajkami, nieraz w mediach podają tylko gołe pensje (często i tak wysokie), nie wspominając o tym, co dodatkowo otrzymują w naturze. Dzięki temu mogą biadolić nad ciężkim losem górnika czy kolejarza.

Podwyżka pensji w zamian za rezygnację z przywilejów też nie jest specjalnie atrakcyjna. Bo przecież i tak się ją dostanie. A jak nie, to strajk. Dlatego od 2002 do 2010 roku wynagrodzenia w KGHM się podwoiły. Można więc zjeść ciastko i mieć ciastko.

Przede wszystkim są antymotywacyjne, bo pracownik, czy stoi czy leży, i tak dostanie trzynastkę, czternastkę, węgiel, czy piórnikowe...  A przecież wszelkie dodatkowe pieniądze powinny przysługiwać w postaci premii za dobre wykonanie zadań, a najlepiej za ponadnormatywne osiągnięcia. Tyle mówi nam zdrowy rozsądek.

Za likwidacją takiego chorego systemu wynagradzania przemawia również fakt, że przywileje, o których tu mowa, wywołują u pozostałych obywateli poczucie wielkiej niesprawiedliwości społecznej.

Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Fabryka Barlinka celem Kremla. Kto zapłaci za grę Trumpa z Putinem o Ukrainę
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama