Z życia liberałów

Frederik Hayek najpoczytniejsze swoje dzieło – „Konstytucję wolności" – zakończył rozdziałem zatytułowanym „Dlaczego nie jestem wielbłądem". No, może niedokładnie. Prawdziwy tytuł brzmiał „Dlaczego nie jestem konserwatystą".

Aktualizacja: 10.04.2012 20:07 Publikacja: 10.04.2012 20:06

Robert Gwiazdowski

Robert Gwiazdowski

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Ale sposób, w jaki przyszły noblista musiał tłumaczyć się ze swoich bynajmniej nie konserwatywnych poglądów, przypominał do złudzenia tłumaczenie się z „niebycia" wielbłądem. A wszystko dlatego, że amerykańscy socjaliści postanowili zawłaszczyć nazwę „liberalizm", więc liberałów nazwali „konserwatystami". Znaleźć się więc musieli między nimi nie tylko Russell Kirk, ale i Hayek czy Milton Friedman.

Że to bez sensu? Nie ma granic dla orwellowskiej nowomowy. Dla odróżnienia Hayek z Friedmanem zostali konserwatystami „indywidualistycznym", a Kirk „organicystycznym".

Jakoś się jednak nie przyjęło. Więc dziś socjaliści dorabiają gębę neoliberalizmowi. Nakręcili nawet film: „Osaczeni. Demokracja w sidłach neoliberalizmu". Jest to ponoć „wstrząsający zapis rozmów z wybitnymi intelektualistami, wśród których znaleźli się m.in. Noam Chomsky, Ignacio Ramonet czy Susan George", o „neoliberalnym mirażu wolności".

Co jest takiego „wstrząsającego" w neoliberalizmie? Jakieś gułagi??? Gułagi były bardzo realne! Gdzieniegdzie nadal są. Za to wolności jest „miraż"! Na przykład na Kubie – o czym „wybitny intelektualista" Ramonet, jako biograf Fidela Castro, doskonale wie.

Skoro jednak junta Pinocheta wcielała w życie gospodarcze niektóre idee neoliberałów, to można powiedzieć, że mają oni krew na rękach. A jeśli już nie, to przynajmniej mają na sumieniu cierpienia wszystkich, którzy stracili pracę na skutek kryzysu finansowego, do którego doprowadziło uporczywe wcielanie w życie takich pomysłów, jak nacjonalizacja złota, wprowadzenie monopolu emisyjnego, przyznanie bankom prawa do emitowania pieniądza kredytowego i utrzymywania jedynie rezerw cząstkowych oraz zadłużanie się rządów w tychże bankach.

Że te pomysły nie mają nic wspólnego z liberalizmem? I co z tego? Jak nie ma winnych, należy rozstrzelać kilku niewinnych. Szczególnie, gdy winni są, ale trzeba odciągnąć jakoś od nich uwagę.

To właśnie ci, którzy przeprowadzili nacjonalizację złota, wprowadzili monopol emisyjny, przyznali bankom prawo do emitowania pieniądza kredytowego i utrzymywania jedynie rezerw cząstkowych oraz zadłużali państwa w tychże bankach.

Był wśród nich jakiś „neoliberał"? Nie! Byli sami „liberałowie" – ale ci amerykańscy jak Chomsky, którzy w Europie pozostali socjalistami – jak Ramonet – bo uznali, że się nie mają czego wstydzić.

Ale sposób, w jaki przyszły noblista musiał tłumaczyć się ze swoich bynajmniej nie konserwatywnych poglądów, przypominał do złudzenia tłumaczenie się z „niebycia" wielbłądem. A wszystko dlatego, że amerykańscy socjaliści postanowili zawłaszczyć nazwę „liberalizm", więc liberałów nazwali „konserwatystami". Znaleźć się więc musieli między nimi nie tylko Russell Kirk, ale i Hayek czy Milton Friedman.

Że to bez sensu? Nie ma granic dla orwellowskiej nowomowy. Dla odróżnienia Hayek z Friedmanem zostali konserwatystami „indywidualistycznym", a Kirk „organicystycznym".

Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne