I to jest właśnie drugi powód, dla którego liczę na słabe efekty redaktorskiej działalności Lisa i ekipy, którą ciągnie za sobą. Jeśli kupowanie i czytanie tygodnika jest jakimś przejawem aktywności, mającej na celu utwierdzenie się w wybranej tożsamości ? to efekty te, bądź ich brak, powiedzą nam coś na temat górnych warstw naszego społeczeństwa. A mianowicie, na ile pewna modyfikacja promowanej przez rządowe media tożsamości, z jaką wystąpił Lis, jest dla Polaków atrakcyjna.
Bo „Newsweek Polska" w swym obecnym, propagandowo-tabloidowym wcieleniu, bardzo konkretnie definiuje swoją „grupę docelową", o którą zresztą walczy z innymi salonowymi mediami. Bardzo ciekawi mnie zresztą pytanie, na ile wpisany w te media portret odbiorcy wynika z odczytania i podporządkowania się rzeczywistej sytuacji ? a na ile z chęci jej kreowania? Inaczej mówiąc, czy media oddane Władzy podążają za czytelnikiem, czy też korzystając z posiadanej siły oddziaływania, i z faktu, iż ich zarobki nie zależą bezpośrednio od czytelników, ale od reklamodawców, kierujących się często bardziej złożonymi kryteriami niż tylko „koszt dotarcia", starają się tego czytelnika urobić, wytresować pod założony strychulec?
Długo by opisywać ten wpisany w prorządowe media target „młodych wykształconych". W znacznym stopniu (tu na razie zostawmy na boku tygodnik Lisa i przejdźmy do ogólnych prawidłowości) robota współczesnych propagandystów władzy przypomina tu pracę ich poprzedników sprzed półwiecza. Tak jak i wtedy, i tu widzę analogię, chodzi o zagospodarowanie awansu społecznego i uczynienie z niego twardego, trwałego zaplecza panującego porządku.
Punkt wyjścia jest bezdyskusyjny – skala exodusu ze wsi bądź małego miasteczka do miasta w III RP jest porównywalna tylko z pierwszymi dziesięcioleciami peerelu (dopiero ostatnio ten ruch wygasa na rzecz migracji młodzieży z prowincji bezpośrednio za granicę). Rzecz zrozumiała, że młodzi uciekinierzy z prowincji z jednej strony skłonni są odczuwać za swój awans wdzięczność wobec panującego porządku, z drugiej zaś pragną jak najszybciej upodobnić się elit, pomiędzy które, w swoim przekonaniu, weszli, zrzucić z siebie poprzednie, hańbiące wcielenie, zadokumentować to manifestacyjną pogardą dla własnych korzeni ? co czyni ich szczególnie łatwymi do ulepienia przez manipulatorów wedle założonego wzorca. Fakt, że dziś jest to wzorzec „europejskiej normalności", podparty powołaniem się na Zachód, wobec którego tradycyjnie żywił Polak kompleks niższości, czyni robotę treserów III RP znacznie łatwiejszą niż mieli ci z PRL.
Pamiętajmy jednak, że wtedy, w PRL, oswajanie awansu i wychowywanie „człowieka socjalistycznego" mimo początkowych sukcesów w pewnym momencie się załamało. Najpierw zbuntowała się grupa, na którą władza najbardziej liczyła, wielkoprzemysłowa klasa robotnicza. A gwoździem do trumny systemu było wymówienie lojalności przez beneficjentów systemu ? nomenklaturową klasę panującą. Wyrżnięcie partyjnej listy krajowej w czerwcu 1989 w okręgach zamkniętych, tam, gdzie głosowali mundurowi i wybrańcy na dewizowych kontraktach, oznaczało, że „realny socjalizm" nie spełnia już aspiracji nawet swojego bezpośredniego zaplecza.
Masa rozmaitych ? by przywołać powszechnie znany film ? Birkutów najpierw się zachłysnęła nową, „ludową" tożsamością, ale z czasem ją odrzuciła, w większości powracając pod duchowe władanie Prymasa Wyszyńskiego, Papieża – Polaka i patriotycznej tradycji. Dysydenci, rekrutujący się z rozczarowanej PRL nowej elity, chcąc nawiązać kontakt z masami, musieli się z tym pogodzić i na pewien czas zawarli z Kościołem i polskim patriotyzmem taktyczny sojusz. Poczuli się na siłach sojusz ten wymówić dopiero w III RP, gdy na bazie Okrągłego Stołu ukształtowała się nowa elita ? w sposób podobny do tego, co sadownicy nazywają „szczepieniem". Trzon, siłę uderzeniową tej nowej elity stanowiła stara peerelowska „inteligencja pracująca", która znacznie bardziej od ludu oddaliła się tradycyjnej polskiej mentalności ? a ową uszlachetniającą ją gałązką grupa byłych opozycjonistów, którą nazwano „michnikowszczyzną" (choć, Bogiem a prawdą, nazwa „geremkowszczyzna" byłaby trafniejsza). Zamiast „Ojczyzny Proletariatu" ? „Zjednoczona Europa", zamiast socjalizmu – podatna na doraźną interpretację „europejskość". Ale postkolonialna zasada funkcjonowania tej elity, jako „elity przeciw narodowi" zamiast „elity narodu", pozostała. Pozostał też niezmieniony mechanizm, wedle którego dowartościowani przez przemawiające w imieniu tej elity media i autorytety „młodzi, wykształceni z dużych miast" mieli zapewnić III RP stabilność władzy, dokładnie ten sam.