Napięcie rośnie każdego dnia. Do Moskwy leci minister sprawiedliwości, potem prokurator generalny. Po powrocie zapewniają, że robili wszystko, by wrak powrócił. A gdy w czerwcu Donald Tusk rozmawiał z Władimirem Putinem o bijatyce polskich i rosyjskich kibiców, jak napisano w oficjalnym komunikacie, „miał też podkreślić, jak ważne jest dla dobrych relacji obu krajów szybkie sprowadzenia do Polski ze Smoleńska wraku samolotu Tu-154M".
Ostatnio sprawa przyspieszyła. Dowiadujemy się, że już na miejscu są polscy eksperci, dzień później, że najprawdopodobniej szczątki maszyny przyjadą pociągiem. Później znowu przez media odbija się echem kolejny niusik: może jednak wrak zostanie przetransportowany drogą powietrzną. Napięcie będzie z pewnością rosło do ostatniej chwili i być może za kilka, kilkanaście tygodni rzeczywiście tupolew powróci do Polski.
Będzie to bez wątpienia dobra wiadomość. Trudno jednak się oprzeć wrażeniu deja vu. Identycznie wyglądały przygotowania do oddania do użytku autostrady A2. Klęskę - z ambitnych planów drogowych na Euro prawie nic nie zostało - przekuto w sukces: w ostatniej chwili otwarto nie gotowy, lecz „przejezdny odcinek z Łodzi do Warszawy.
Z wypiekami na twarzy cała Polska w ostatnich kilkudziesięciu godzinach przed rozpoczęciem mistrzostw piłkarskich śledziła, jak otwierano kolejne odcinki, jeszcze 7, jeszcze 15, jeszcze 23 kilometry oddane nocą do użytku. I nagle nierealne stało się realne Warszawa została połączona autostradą z Berlinem! Kto pytał, co z kolejnymi drogami, okrzyczany był nienawistnikiem, ponurakiem i pesymistą. Wolno było się tylko cieszyć.
Identycznie może wyglądać sytuacja z tupolewem. Choć sondaże pokazują, że nawet pokaźny procent wyborców PO uważa, iż rząd zaniedbał sporo w relacjach z Rosją przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy, będziemy świadkami wyreżyserowanej akcji piarowskiej pod tytułem: rząd ściągnął wrak do Polski. Nie będzie miejsca na pytania, dlaczego trwało to tyle lat i dlaczego w tej sprawie popełniono tyle błędów, dlaczego pozwoliliśmy Rosjanom, a szczególnie MAK, grać nam na nosie.