Reklama

Groteskowa opera mydlana w reżyserii Donalda Tuska

Histeryczny wist z wnioskiem o dymisję, jaki wykonała minister sportu Joanna Mucha, okazał się dla premiera Donalda Tuska większym kłopotem, niż się początkowo wydawało.

Publikacja: 24.10.2012 21:10

Mariusz Staniszewski

Mariusz Staniszewski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

I nie chodzi tu o wielki strategiczny plan odzyskania zaufania społecznego przez szefa rządu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewał się przecież dymisji z powodu niezamkniętego dachu Stadionu Narodowego.

Znacznie większą winą Joanny Muchy jest choćby brak odpowiedniego nadzoru nad spółką NCS, która nie dopilnowała, by wszystkie należne pieniądze otrzymali podwykonawcy budujący stadion. Na ten temat premier nie powiedział wczoraj ani słowa. Podobnie jak nie wspomniał, że obiekt nie został jeszcze ani spłacony, a jego budowa nie jest ostatecznie zakończona. Te szczegóły nie są dziś dla szefa rządu istotne, bo bardziej niż złości bankrutujących przedsiębiorców szef rządu obawia się gniewu kibiców.

Oczywiście futbol jest istotny dla społeczeństwa, jednak – jak mawia Franz Beckenbauer – jest najważniejszą z rzeczy nieważnych. Natomiast unikanie spraw rzeczywiście ważnych powoduje, że historia (czy raczej histeria) z dachem stadionu zamieniła się w groteskową operę mydlaną. Aż trudno było uwierzyć, że szef polskiego rządu tłumaczy, iż murawa stadionu, „czyli, to na czym się gra", nie przyjęła tak dużej ilości wody, bo jednego dnia spadło „siedemdziesiąt pięć procent średnich opadów w październiku".

Już sam fakt, że premier na poważnie analizuje te kwestie w czasie godzin swojej pracy, jest dalece niestosowny. Ale gdy od wniosków z tych faktów uzależnia odwołanie ministra, to można mieć wrażenie, że prawdziwe życie przeniosło się do bulwarowej prasy.

Siłą państwa są zawsze jego procedury. Jeśli doszło do kryzysu, to należy znaleźć słabe ogniwo, które do niego doprowadziło, i tak usprawnić sposób podejmowania decyzji, by w przyszłości do kompromitacji nie dochodziło. Takie powinno być zadanie Joanny Muchy.

Reklama
Reklama

Ale, choć o lepszych procedurach na razie nic nie wiemy, to pani minister przetrwała.

I nie chodzi tu o wielki strategiczny plan odzyskania zaufania społecznego przez szefa rządu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewał się przecież dymisji z powodu niezamkniętego dachu Stadionu Narodowego.

Znacznie większą winą Joanny Muchy jest choćby brak odpowiedniego nadzoru nad spółką NCS, która nie dopilnowała, by wszystkie należne pieniądze otrzymali podwykonawcy budujący stadion. Na ten temat premier nie powiedział wczoraj ani słowa. Podobnie jak nie wspomniał, że obiekt nie został jeszcze ani spłacony, a jego budowa nie jest ostatecznie zakończona. Te szczegóły nie są dziś dla szefa rządu istotne, bo bardziej niż złości bankrutujących przedsiębiorców szef rządu obawia się gniewu kibiców.

Reklama
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy będzie wojna niemiecko-polska o Nord Stream?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Komentarze
Marzena Tabor-Olszewska: Przyznaję się. Będę nielegalnie gotować flaki z boczniaka
Komentarze
Estera Flieger: Mazurek o małych i wielkich pięknach
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump ostatecznie przechodzi na stronę Ukrainy? Tego się boi Putin
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego koalicja nie świętowała drugiej rocznicy wyborów 15 października?
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama