Może jednak zdarzyć się tak, że go nie będzie albo powstanie prowizorium. Coraz częściej coraz istotniejsze elementy unijnej układanki stają się tymczasowe. Ba – sama Wspólnota to dziś jedno wielkie prowizorium. Przysłowie mówi, że takie rozwiązania bywają najtrwalsze, może i prawda, ale na pewno nie są rozwojowe, a stagnacji nie jest nam do niczego potrzebna.

Wiadomo, czego Polska chce od budżetu – dotacji w ramach polityki spójności i w mniejszym stopniu wspólnej polityki rolnej. Im większych, tym lepiej. Oto nasze cele negocjacyjne, innych nie mamy. Szczególnie chodzi o politykę spójności, bo pieniądze te realnie przekładają się na rozwój cywilizacyjny naszego kraju. Tu sprawa jest prosta, ale czego Polska potrzebuje od samej Unii? I czy warto walczyć w niej o cokolwiek więcej niż pieniądze, skoro cała układanka zaczyna być ustawiana od nowa z minimalnym wpływem Warszawy na przebieg wydarzeń?

Warto, bo myślenie o Wspólnocie straszliwie się zawęziło. Od co najmniej dwóch lat słychać tylko o pieniądzach. Nikt już nie traktuje poważnie choćby unijnej służby dyplomatycznej czy polityki obronnej. Głos instytucji powołanych do zarządzania UE – Parlamentu i Komisji Europejskiej – ledwie przebija się przez warkot rządów najsilniejszych państw. A te chcą obniżać swój wkład do wspólnego budżetu, inne sprawy mają znaczenie drugo- i trzeciorzędne.

Tymczasem budżet to nie tylko pieniądze, to wręcz istota Unii, o którą Polska powinna walczyć zajadle, bo bez niej będziemy wystawieni na swobodną grę silniejszych państw bez wspólnotowej osłony. Instytucje administracyjne, jak Komisja Europejska, będą bezradne bez elementarnego narzędzia wykonawczego, jakim jest właśnie klarowny budżet. Jedna kasa, do której pieniądze wkładają wszyscy, z wyraźnie zdefiniowanym planem ich wydawania uwzględniającym interesy całości to rzeczywista, a nie iluzoryczna Wspólnota.

Budżet nie może być prowizorką, bo nie istnieje wówczas rozumne planowanie wydatków. Nie ma dłuższej perspektywy wykorzystania tych pieniędzy, jest tylko łatanie dziur, jak w małżeństwie tuż przed rozwodem, kiedy wciąż są wspólne wydatki, ale już każde z małżonków chciałoby jak najwięcej spożytkować na siebie i ani myśli o ratowaniu całości. Budżet to realny pieniądz, ale też symbol Wspólnoty silniejszy niż „prezydent" i dyplomacja UE oraz europejska armia razem wzięte.