Tyle lat bowiem formalnie obowiązywał zakaz emisji materiału wyprodukowanego przez Telewizję Polską. I choć dzisiaj sąd okręgowy w Warszawie orzekł, że film można pokazywać (decyzja nie jest jeszcze prawomocna), sprawa ta jest dowodem, że w Polsce faktycznie obowiązuje cenzura. Wystarczy zaskarżyć jakiś materiał dziennikarski i sprawę w nierychliwych polskich sądach odpowiednio przeciągać – pod warunkiem, że się ma odpowiednie zasoby finansowe – by przy formalnie obowiązującej wolności słowa na wiele lat zamknąć dziennikarzom usta.

Proces firmy Amway z reżyserem „Witajcie w życiu" oburza jeszcze z innych powodów. Pokazuje, jak bardzo sądy oddalone są od rzeczywistości. Bo mimo zakazu emisji, film mógł obejrzeć każdy, kto włożył w to minimum wysiłku. Choć formalnie nie mogła go wyemitować telewizja publiczna, zapoznawali się z nim widzowie festiwali filmowych i co sprytniejsi internauci. Cenzura musi oburzać. Ale równie mocno oburza fakt, że decyzje sądu, nawet te, które uważamy za niesłuszne, nie są stosowane. Od złego prawa gorsze jest tylko takie prawo, którego nikt nie przestrzega.

Trudno nie odnieść przy tym wrażenia, że perypetie filmu o Amwayu mogą być zachętą dla wszystkich tych, którzy chcieliby ograniczyć wolność słowa w Polsce. Sygnał, że jeśli coś nie podoba mi się w jakimś materiale dziennikarskim, to mogę przez kilkanaście lat uniemożliwić jego emisję lub publikację, wielu może rozzuchwalić. Oczywiście nie można mylić wolności wypowiedzi z bezkarnością kłamania lub obrażania innych ludzi (konflikt tych wartości w demokratycznym społeczeństwie jest nieunikniony). Ale trudno też nie zauważyć, że w ostatnich latach byliśmy świadkami kilku bulwersujących przypadków, gdy znany dziennikarz pozywał wszystkich swych oponentów i przy pomocy prawników zmuszał ich do rujnujących przeprosin w mediach, ponieważ sądy nierzadko myliły opis stanu faktycznego ze swobodą opinii.

Ta niepokojąca praktyka dowodzi, że mimo nie najgorszego dla autorów filmu „Witajcie w życiu" wyroku, sympatycy wolności słowa nie mają się z czego cieszyć. Zwolennicy cenzury – wręcz przeciwnie.