Pod względem politycznym to jednak idea kontrowersyjna. Może bowiem powstać wrażenie, że to polska armia chce blisko współpracować z armią rosyjską, której cele, a czasem i działania (jak choćby ponad cztery lata temu w Gruzji) są przecież sprzeczne z interesami naszego kraju. Na dodatek z tej wymiany myśli niewiele wyjdzie, nie przysłuży się to żadnym kompromisom ani uwzględnieniu przez Kreml polskich obaw i lęków. Rosjanie nie uznają nagle, że planowana tarcza antyrakietowa nie jest dla ich kraju żadnym zagrożeniem.

Trudno oczekiwać, by rosyjski generał z tytułem profesorskim negocjował z polskim odpowiednikiem treść doktryny militarnej Kremla. A ta jest jasna: Polska jako kraj członkowski NATO jest wrogiem. W obowiązującej rosyjskiej doktrynie Sojusz Północnoatlantycki jest jedynym wymienionym z nazwy zagrożeniem dla Federacji Rosyjskiej. Nie ma tam mowy ani o Chinach, ani o fundamentalistach islamskich.

Słowiańska dusza, szczere rozmowy, nawet przy wódce, nic tu nie zmienią. Niezależnie od tego, że Polska i inne kraje NATO nie zrobiły w ostatnich latach nic, co mogłoby być uznane za potwierdzenie tezy o tym, że stanowią militarne zagrożenie dla Rosji, Kreml świadomie wybrał je sobie na jedynego przeciwnika. Nie bacząc na to, że popadają one w coraz głębszy pacyfizm. Zaklina w ten sposób rzeczywistość, bo prawdziwi przeciwnicy przecież z tego powodu nie znikną.

Rosja skupiła się na antynatowskiej retoryce, walczy, nawet militarnie, z rozszerzeniem sojuszu i rozbudowuje organizację ODKB, czyli anty-NATO. Manewry w pobliżu polskich granic są symulacjami ataków na Polskę i jej sąsiadów sojuszników, a rosyjscy generałowie grożą atakami atomowymi.

Wizytujący Akademię Obrony Narodowej profesorowie nie będą przecież wojskowymi odpowiednikami Obirka czy Bartosia, nie skrytykują Kremla jak ci ostatni Kościół, nie wyrażą nawet wątpliwości. Całe szczęście nie należy się obawiać, że poznają jakieś polskie tajemnice wojskowe. Zresztą zapewne nic dla nich nie jest tajemnicą.