Czy można uwierzyć, że nie wiedział o tym także wicepremier Janusz Piechociński, choć rozmawiał w ubiegłym tygodniu z szefami obu firm? Czy istniało oficjalne stanowisko Polski w tej sprawie i komu było znane? Wreszcie: kto w naszym kraju odpowiada za politykę gospodarczą, a kto koordynuje politykę wschodnią?

Lista podstawowych dla bezpieczeństwa naszego państwa pytań staje się coraz dłuższa wraz z napływem kolejnych informacji o tym, jak wyglądało przygotowanie do podpisania ubiegłotygodniowego memorandum. Rekonstrukcja wydarzeń, dokonana przez „Rzeczpospolitą", dowodzi, że sprawa jest poważna. Organizacyjny chaos, konflikt ambicji, niesnaski w koalicji, działanie szefów kluczowych spółek na własną rękę – wszystko to zostało wykorzystane przez Rosjan, którzy mogą dziś świętować sukces.

Osiągnęli wszystkie możliwe cele: wciągnęli Warszawę w intrygę przeciw Ukrainie i pokazali, że na decyzje podejmowane w polskim sektorze energetycznym mają znacznie większy wpływ niż premier Tusk (który według jego własnych słów – nic o memorandum nie słyszał). No i tradycyjnie podgrzali temperaturę politycznego sporu w Polsce, doprowadzając napięcie między koalicjantami do stanu wrzenia. Same zyski dla Rosjan, same straty dla Polaków, dla prestiżu polskiego państwa, wręcz majestatu Rzeczypospolitej.

Donald Tusk powinien teraz jak najszybciej zabrać się do porządkowania bałaganu. Nie może jednak wyrzucić z rządu twardego wobec Rosjan ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego, nie wchodzi też w grę dymisja Piechocińskiego.Kryzys, do którego by to doprowadziło, dowiódłby tylko, że Rosjanie mogą u nas zwalniać ministrów, a nawet obalać rządy.

Premier musi zadeklarować, jakie są główne priorytety i sojusze w polityce bezpieczeństwa państwa, oraz doprowadzić do szybkiego zakończenia prac nad ramami prawnymi, w jakich działać będzie sektor gazu łupkowego. Powinien też uporządkować procedury w rządzie – z ukróceniem energetycznej dwuwładzy między ministrami skarbu i gospodarki na czele.